Kategoria: Recenzje (Page 178 of 214)

Zayazd „U Mistrza Adama”

Zespół Zayazd znany jest większości polskich słuchaczy z wielu imprez z muzyką country. Rzeczywiście najwięcej chyba takich właśnie elementów w muzycece Zayazdu można znaleźć. Jednak o swoistej odmienności tej formacji od innych rozimych grup świadczy fakt, że Zayazd zawsze był blisko polskiego folku. Kto wie czy nie byli pierwszymi próbującymi łączyć słowiańską nutę z anglosaskimi dźwiękami. Teraz posunęli się jeszcze kawałek dalej.

Płytę „U Mistrza Adama” wypełniają w większości wiersze Adama Mickiewicza z muzyką lidera Zayazdu – Lecha Makowieckiego. Swoistym wstępem jest jego autorski utwór „Prasłowiańska noc”, świetnie wprowadzający w atmosferę płyty. Podobnie jest z zamykającym płytę „Ostatnim Zayazdem” (w rytmach karaibskich !) – kto wie czy to nie najlepsze utwory na płycie.

Całość uzupełniają dwa utwory Stanisława Moniuszki, słynna „Prząśniczka (z tekstem Czeczota) i „Pieśń Wieczorna” (Syrokomla), oraz utwór Chopina (tu jako „Życzenie”).

Ale z mickiewiczowskim materiałem zespół też porazdził sobie nie najgorzej. Poza wspomnianymi już utworami mamy tu też rasowego rock`n`rolla („Improwizacje do przyjaciół”), ballady i piosenki country („Do H…”, „Zaloty”, „Zdrowie Filaretek”), nieco kojarzący się z Animalsowskim wykonaniem „Domu wschodzącego słońca” utwór „Polały się łzy me czyste…”. Z kolei „Nauka” to klimat folkowo-biesiadny (ale bez ewentualnych negatywnych skojarzeń), a w piosenkach takich jak „Gęby za lud krzyczące…”, „Kiedy ślesz bilet bogatym” pobrzmiewają echa bardziej folkowego oblicza grup takich jak 2+1, czy Babsztyl (w którym grał też Lech Makowiecki) – to też jeden z pozytywnie wyróżniających się utworów.

W „Inwokacji” możemy odnaleźć nawiązania do patetycznych folkowych lamentów, w dalszej części utwór przechodzi w rozbujaną balladkę. Folk-rockowa „Pani Twardowska” poszczycić się może fajnymi skrzypkami i brzmiącą w tle mandolinką.

„Nad wodą wielką i czystą” to troche inne granie, bardziej rockowe, choć pewne charmonie folkowe są zachowane. Utworem najczęściej promującym tą płytę jest coutrowa „Improwizacja”. Najbliżej temu utworowi do tego jak grupa brzmiała na poprzednich płytach.

Zaskoczeniem są rytmy reggae w piosence „Panicz i dziewczyna”. Niestety efekt psują (nie tylko z resztą tu) elektroniczne podkłady perkusyjne. Szkoda, bo pomysł ciekawy.

Piosenka „Sen” zawiera w sobie niejasne odwołania do muzyki dawnej. Dość oniryczny klimacik utworu potrafi uwieść. Folkowa ballada „Pieśń Filaretów” ma z kolei nieco wschodnie konotacje, zaś w „Rozmowie” niewątpliwie mamy do czynienia z muzyką taboru i cygańskiego ogniska.

Od „Życzenia” zaczyna się repertuar nie-mickiewiczowski. Przyznam że ciekawie wypada tu Chopin w aranżacji folkowo-country/rockowej. Również Moniuszko doczekał się nietypowych aranżacji, zwłaszcza „Prząśniczka”, która w tej wersji porywa do tańca.

Mimo kilku rzeczy które mogą nieco zepsuć odbiór płyty (przede wszystkim automatyczna perkusja) jest to materiał bardzo dobry, a przede wszystkim odważny. Płytę wypełniają dobre piosenki i ciekawe pomysły aranżacyjne. Jeśli da się jej szansę – uwodzi.

Taclem

Carl Peterson „Branches of the Green Oak Tree”

To dość nietypowy zbiór piosenek. Urodzony w Szkocji, a mieszkający na stałe w Stanach Zjednoczonych muzyk – Carl Peterson – po latach grania przeróżnych szkockich utworów postanowił oddać hołd swoim rodzinnym stronom. Zebrał na jednej płycie piosenki o Greenock – miasteczku w którym się urodził, oraz te, które napisali pieśniarze z tej okolicy.
Największym atutem albumu jest fakt, że są tu piosenki praktycznie bardzo mało znane. Być może kilka z nich znacie (jak choćby „Ballad of Captain Kidd”, czy „Rolling Home”), jednak większość ja sam też słyszałem pierwszy raz.
Jak jest natomiast ze stroną wykonawczą? Cóż, podejrzewam, że słuchając występu Carla z repertuarem z tej płyty dobrze bym się bawił. Niestety z jego płytami jest tak, że jak się słyszało jedną, to tak jakby się słyszało wszystkie.

Taclem

Altan „Another Sky”

Altan to jedna z ciekawszych irlandzkich kapel, a każda ich nowa płyta to kolejne wydarzenie. Zarówno „Another Sky”, jak i jego nastepca „Blue Idol” (ostatnia jak na razie płyta kapeli) to płyty ciekawe i warte zauważenia. Zawsze otrzymamy od nich świetny repertuar i wykonanie, oraz produkcję na poziomie.

Jak na poprzednich płytach, tak i na tej mamy do czynienia z mieszanką piosenek anglo- i celtyckojezycznych. Z początku płyty zapada w pamięć zwłaszcza altanowska wersja ” Green Grow the Rashes, O”, jedna z najłagodniejszych i najpiekniejszych jakie dotad słyszałem. Podobnie jest z piosenką „Island Girl”, choć to już autorski utwór Steve’a Cooneya, basisty zespołu. Właśnie piosenki udowadniają nam, że największym atutem gupy jest wokal Mairead Ni Mhaonaigh. Właściwie wszystkie śpiewane utwory, łącznie z nową wersją ” Girl from the North Country” Boba Dylana to folkowe perełki. W wersji Altanu piosenka ta brzmi jak jeszcze jeden irlandzi utwór.

A jak tam na płycie z kompozycjami instrumentalnymi ? Ano nie brakuje ich. Są tu zarówno skoczne jigi i reele, a nawet sympatyczny walczyk. Wszystko to wykonane w stylu charakterystycznym dla północnych rejonów Irlandii.

Płyta bardzo spójna. Dla celtofolów – obowiązek, dla innych dobry przykład rzetelnej folkowej muzy z Zielonej Wyspy.

Taclem

Carrantuohill „Inis”

Zespół Carrantuohill funkcjonuje właściwie na obrzeżu sceny folkowej, a jednak każda nowa pozycja którą grupa ta wydaje elektryzuje zarówno sympatyków jak i antagonistów zespołu. Tym razem zespół podjął wyzwanie bardzo trudne. Postanowili zagrać irlandzkie melodie i piosenki z zaproszonymi gośćmi. Są wśród nich gwiazdy znane z rodzimych list przebojów: Stanisław Sojka, Anna Maria Jopek, Anita Lipnicka, Filka Najdenowicz, Paweł Kukiz, Anna Chwieduk, Kuba Badach i Robert Kasprzycki. Wyzwanie jak wspomniałem dość trudne, ale łączenie znanych nazwisk z folkiem to przecież nic nowego. Wystarczy wspomnieć projekty Katarzyny Gertner (choćby „Na szkle malowane”, „Śpiewnik kaszubski”, „Czar korzeni”). Grupa Carrantuohill nie ukrywa inspiracji dokonaniami zespołu The Chieftains, a zwłaszcza ich płytą „Long Black Veil”, która była pierwszym albumem na którym Irlandczykom udało się zgromadzić tak wiele gwiazd muzyki pop. Z resztą część piosenek z tej płyty znalazła się w nowych aranżacjach na „Inis”.
Od razu muszę zaznaczyć że album który Carrantuohille nagrali jest płytą niezwykłą, chocby dlatego że nie przypomina żadnej z ich dotychczasowych płyt. Nawet te utwory, które nagrali sami brzmią nieco inaczej niż to co dotąd prezentowali. W sumie najbiżej stąd do ostatniej płyty zespołu – folkrockowego „Between”.
Warto wspomnieć o stronie tekstowej, gdyż piosenki śpiewane są po polsku. Wiekszość liryków na płycie jest autorstwa Ernesta Brylla (chyba trudno o lepszy wybór). Jedynie Anita Lipnicka sama napisała tekst zatytułowany „Modlitwa o miłość” (do „Foggy Dew”), Robert Kasprzycki zaś zaśpiewał „Dziwnie tak” z tekstem Zbyszka Sejdy („Dirty Old Town”), a w „Zaproszeniu” („The Merry Muses of Caledonia”) śpiewanym przez Anne Cwieduk wykorzystano wiersz Leopolda Staffa.
„Zielony król” w wykonaniu Anny Marii Jopek („Mo Ghile Mear” na płycie Chieftainsów śpiewał to Sting) to piosenka która otwiera płyte. Łagodna ballada z udziałem młodzieżowego chóru Voce Segreto pasuje doskonale do tej wokalistki. Trudno byłoby chyba wybrać trafniej.
Kuba Badach, na codzień wokalista zespołu Polucjanci, zmierzył się z utworem „Gdy wrócę do Irlandii swej” („Lilly of the West” – z Chieftainsami śpiewał ją sam Mark Knopfler). Tym razem wersja nieco zbliżona to tej proponowanej przez spółkę Knopfler & The Chieftains, ale też ciekawie zaaranżowana, z fajnymi partiami irlandzkich dud.
Instrumentalny „Forest Banan” to zestaw reeli, ale też z udziałem gości, tym razem sekcji dętej. W pewnym momęcie mamy przejście rodem z muzyki reggae i pojawiają się dęciaki – rewelacja!
Kolejną wokalistką która pojawia się na płycie jest Anita Lipnicka. Jak już wspomniałem śpiewa ona „Modlitwę o miłość” („Foggy Dew” – u Cheftainsów śpiewała to Sinead O’Connor, choć aranż znacznie się różni). Nie znam za dobrze dorobku tej artystki, ale pomyślałem sibie kiedyś, że do jej łagodnych, poetyckich utworów pasuje jak ulał delikatny, folkowy podkład. Tak jest wlasnie tutaj. Bardzo jestem ciekaw czy Anita włączy ten utwór do swego repertuaru. Początkowo trochę wachałem się czy taki tekst pasuje do tej patriotycznej poniekąd melodii. Ale po wsłuchaniu się przyznałem że wokalistka i jednocześnie autorka tekstu wykonała dobra pracę. Nie tylko dlatego że utwór do niej pasuje, napisała równiez tekst, który zawiera w sobie folkową poetykę, a dla artystki popowej to chyba niełatwe.
„Słoneczny Brzeg” to irlandzki jig z wokalizami Fiolki. Niesamowite przejście z celtyckiej melodii do bałkańskiego zaśpiewu przywodzi na myśl pomysły Andy Irvine’a grającego po irlandzku rumuńskie i macedońskie tematy. Jednak to zupełnie co innego. Pubowy klasyk „Arthur McBride” w wykonaniu Pawła Kukiza to „Uważnie panowie”, łobuzerski kawałek, trochę w klimatach Szwagierkolaski. Nie jestem jednak pewien czy Paweł odpowiednio się do tego kawałka przyłożył. Pamiętam z jakim zaangażowaniem wykonywał piosenki na „Czarze korzeni”, tu trochę brakuje mu ekspresji.
Piękny instrumentalny „Duch gór” to jeden z nielicznych utworów bez gości. Nie jest to jednak zwyczajny kawałek, gdyż „Duch gór” to nic innego jak tytuł filmu do którego Carranuohille pisali muzykę. Jako że nie jest to wysokobudżetowa produkcja, nie wiadomo kiedy obraz ów się ukaże. Trailer który dane mi było oglądać pokazuje film w klimatach celtyckiej fantasy z Radosławem Pazurą w głównej roli. Może być to obraz bardzo ciekawy.
Innym utworem instrumentalnym, tym razem ponownie nagranym z sekcją detą jest „Trombas”. Oprócz saksofonu, trąbki i puzonu mamy też gościnnie funkujący bas, na którym gra Michał Barański. W takiej aranżacji muzyka grupy Carrantuohill może przywodzić na myśl granie szkockiego Capercaillie (z czasów płyty „Delirium”).
Przyznam że nie udało mi się wpaść na trop śpiwewającej utwór „Zaproszenie” Anny Chwieduk. Jednak wokalistka świetnie radzi sobie z utworem, jej głos nadaje piosence klimat rodem z bossa novy, co wpasowuje się w nieco senny klimat tekstu. Dwa utwory instrumentalne – „Grobla Olbrzyma” i „Wieczór na Nowej” – wpisują Carrantuohilli w grono zespołów które grają tzw. współczesną muzykę celtycką. Bas i perkusja nadają zdecydowanie folkrockowy charakter, przy czym warto zauważyć że w odróżnieniu od muzyki wielu folkrockowych kapel nie mamy tu do czynienia z bezmyślnym łomotaniem. „Wieczór…” dodatkowo wchodzi w klimaty jazz-rockowe, to z resztą jedna z ciekawszych pozycji instrumantalnych, mimo nietypowego brzmienia wstepu w całości oparta na motywach tradycyjnych.
„Dziwnie tak” to piosenka nagrana z Robertem Kasprzyckim. Gdyby nie to, że napisano przy niej że melodia jest na motywach „Dirty Old Town”, to chyba bym się nie domyślił. Całość brzmi jak kolejny kawałek Kasprzyckiego i to własciwie też nie najlepiej, bo mało w nim oryginalności. Z resztą wykonanie nie jest jedyną wadą tego utworu. Chłopaki nie popisali się teże we wkładce do płyty (nota bene bardzo fajnie wydanej). Oryginal – „Dirty Old Town”, a nie „Dirthy Old Town” jak pisze we wkładce – nie jest utworem tradycyjnym, a autorstwa Ewana McColla. Ogólnie najsłabsza pozycja na krażku. W sumie w tym utworze znalazłem tylko jeden plus – tekst Zbyszka Sejdy.
Klimatyczny „1109” to z kolei porcja muzyki jakiej nie powstydziłyby się irlandzkie kapele i to te lepsze. Wyważony, może nawet dość skromy aranż przywodzi na myśl dawne celtyckie legendy i historie o wojownikach. Zakończenie to już niemal filmowy kliamat, kto wie, może to też motyw z „Ducha Gór” ?
Staszek Sojka w piosence „Przez siedem oceanów” („Ten Thousand Miles”) zachował zarówno własną tożsamośc, jak i stylistykę Carrantuohilli. Piosenka ta zamyka płytę.
Niemal do ostatniej chwili nie było pewne jak płyta ta będzie się nazywała. W rezultacie stanęło na „Inis”. Nazwa prosta, dość łatwa do zapamiętania. Warto poszukać zatytułowanej tak płyty i samemu przekonać się cóż nowego stworzyli irlandzcy folkowcy ze Śląska.


Taclem

Mechanicy Shanty „Live

Pierwsza płyta odnowionego składu Mechaników Shanty. Różnice muzyczne sprawiły że część muzyków poprzedniego składu (bardziej folkrockowego) zostało przy Sławku Klupsiu (tworzą obecnie formację Atlantyda), zaś Henryk Czekała („Szkot”) reaktywował Mechaników w składzie zbliżonym do oryginalnego z roku bodajże 1987.
W ten sposób wróciły do ich repertuaru tradycyjne, ładnie rozłożone na głosy szanty klasyczne (jak choćby „Maringo”, „Paddy Works On The Railway”, czy „Eliza Lee”).
Cóż można napisać o piosenkach z tej płyty, skoro to w 80% żeglarskie klasyki (jak choćby „Dziki Włóczęga” czy „Irlandzki Wędrowiec”).
Jest tu kilka utworów, które dotąd nie pojawiły się na wydawnictwach Mechaników, są to: instrumentalne „Old Joe Clark/Row Britania”, „Polka” – znana bardziej jako „Co się zdarzyło jeden raz”, szanty „Linia Czarnej Kuli”, „Floryda” i nieco obsceniczna acz zabawna „Słodka Jane”. Za to stary utwór „Maui” zaprezentowali w nowej, choć bardzo subtelnie zmienionej, aranżacji i z rozwiniętym tekstem.
To doskonała płyta, zwłaszcza gdy słucha się jej po powrocie z Ich koncertu…


Taclem

Stare Dobre Małżeństwo „Kino objazdowe”

Co za dużo to nie zdrowo – jak mówi przysłowie. Tym razem jednak za dużo. SDM proponuje nam nową płytę, zawierającą aż dwa CD wypełnione premierowym materiałem. Co prawda w zamierzeniu płyty te mają się różnić, noszą nawet osobne tytuły – „Samotni jak gwiazdy” i „Zielony dom”. Jednak nie różnią się one tak bardzo jak chcieliby tego artyści.
Wszystkie wiersze na płytę napisał Andzej Ziemianin, zas muzyka jest autorstwa Krzysztofa Myszkowskiego. Całość jest zbyt klimatyczna, za spokojna. To co podobałoby mi się w przypadku jednej płyty tutaj wprawiło mnie najpierw w irytację, a potem po prostu znudziło. Owszem, nikt nie kazał mi tego słuchac, ale powiem szczerze, że lubię Stare Dobre Małżeństwo, a po płytach takich jak „Miejska Strona Księzyca” czy „Bieszczadzki Anioły” oczekiwałem solidnej dawki poezji, folku, bluesa i może jeszcze innych różności. Tymczasem nawet troche szybsze utwory poddały się tu jakiemuś marazmowi.
Podejrzewam że za jakiś czas znajdę na tych krążkach utwory, które będą mi się podobały i do których będę wracał. Na razie jednak niechętnie na nią spoglądam… na wszystko przyjdzie czas. Póki co tesknie do starego dobrego… SDMu, choćby z czasów „Doliny w długich cieniach”.


Taclem

Cruachan „Ride On”

Płytka, która miała osłodzić nam oczekiwanie na duży album i zarazem dać przedsmak nowej płyty.
Łzawa ballada „Ride On” Jimmego McCarthy we wspólnym wykonaniu Cruachana i Shane MacGowana nie wróży niczego dobrego. Zapalniczki w dłoń!
„Maeves march 2001” to przeróbka utworu z pierwszej płyty. Ale za to jaka! Szybki celtycki utwór, brawurowo zagrany. Moim zdaniem, warto mieć tę EPkę właśnie dla tego kawałka.
„Sauron” to po prostu szybki, według mnie przypadkowy, metalowy kawałek z babką na wokalu. „To hell or to Connaught” został też umieszczony jako bonus do wydania digipack „The middle Kingdom”. Tylko po co? Utwór utrzymany w stylistyce Pantery, z folkowym refrenem pasującym tutaj jak przysłowiowa pięść do nosa.
Okładka prezentowana powyżej odbiega od tego,co ja otrzymałem-płytka dotarła do mnie w ascetycznej, seledynowo-zielonej oprawie.Może w HHR coś wiedzą o podwójnej wersji okładki. Poza tym, to płytka dla kolekcjonerów oraz/lub zagorzałych fanów zespołu. Aha, gościnnie zaśpiewał Shan MacGowan (The Pogues). Szkoda że nie wyszło z zapowiadanym miesiąc przed nagraniem minialbumu udziałem Brendana Perrego (ex-Dead Can Dance).

Mojmir

Enq „Tear Down the Barriers”

Dość oryginalny brzmieniowo elektryczny folk-rock. Z jednej strony mamy tu muzykę, która wywodzi się z takich grup jak Fairport Convention, czy Levellers, a z drugiej strony Enq nie pozwalają nam na takie porównania. Grają własne utwory, mają wiele pomysłów. Muszę przyznać że już dzięki temu stać ich na więcej niż innych.
Instrumentem, który jednoznacznie zmienie brzmienie Enq na folk, są skrzypce, na których w niesamowity sposób gra Vicky Brown. Gdyby nie te folkowe akcenty otrzymalibyśmy niezłą muzykę rockową z ciągotami w kierunku rocka progresywnego. Można powiedzieć że momentami mamy tu do czynienia z folkowym wcieleniem Pink Floyd.
Grupa gra oprócz piosenek świetne utwory instrumentalne. Gitary dzielnie wspierają wówczas skrzypce. Z resztąwłaśnie kompozycje instrumentalne uznałbym na tej płycie za najlepsze.
Niezłą robotę odwalają też chłopcy z sekcji rytmicznej – perkusista Gary Munnely i basista Brian Jenking. Ten ostatni gra na różnych, nieco nietypowych gitarach basowych, co słychać w brzmieniu płyty. Zawdzięczamy mu też to, że w muzyce pobrzmiewają elementy jazzu i fusion.
Na zakończenie dodam że to dość wymagająca muzyka, ale warto poświęcić jej trochę czasu.

Taclem

Hastan „Hastan”

Bretońska muzyka do tańca. Płytę nagrano podczas koncertu w 1997 roku. Zespół wykonuję muzykę tradycyjną przeznaczoną do zabawy podczas bretońskich Fest Noz.
Nie będę tu odwoływał się do „bretońskich kaset” zespołów Open Folk, czy Briezh, bo ileż można porównywać do tych jedynych jak dotąd krajowych produkcji poświęconych w całości muzyce bretońskiej ? Hastan brzmi z resztą zupełnie inaczej. Muzyka ta ma niesamowitą lekkość, w ramach jednego tańca klimaty zmianiają się kilkakrotnie, pozostaje jednak tak charakterystyczna dla tej muzyki transowość. Zmieniają się też utwory, gdyż podane powyżej tytuły to nie nazwy utworów, a tańców, i pod jednym z nich może kryc się w rzeczywistości kilka kawałków.
Wielkie pole do popisu w przypadku takiej muzyki mają bombarda (na której gra Cedric Le Roy) i flety (tu zaś Jean-Luc Thomas). To one odpowiadają za melodie, wspierane niekiedy przez skrzypce (Pierre Stephane) i dudy (Stephane Foll). Niekiedy, jak w „Hevliad Gavotenn” mamy do czynienia ze swoistym dialogiem muzyków, którzy docierają do wspólnej melodii, która później przeradza się w zespołowe granie.
Muzyka Hastan, ma lekko folkrockowy posmak, ale w proporcjach, które nie pozostawiają cienia wątpliwości co do faktu że to muzyka folkowa tu dominuje. Nawet gitara pełni tu rolę poboczną. Aczkolwiek stanowi bardzo dobre uzupełnienie, podobnie jak dawkowane z umiarem klawisze.
Ciekawa jest strona realizacyjna płyty. Jak przystało na nagranie z koncertu słychać na nim żywiołową reakcję publiczności, ale słychać też liczny tupot nóg tańczących, niekiedy nawet rozmowy i pokrzykiwanie. A jednak ani trochę nie przeszkadza to w odbiorze muzyki, a wręcz przeciwnie, jest dobrą namiastką uczestnictwa w takim muzycznym święcie.
Płyty można słuchać zarówno w odtwarzaczu CD, jak i na komputerze, przy czym ta druga opcja zawiera dodatkowe atrakcje. Po włożeniu płyty otrzymujemy swoisty panel z sympatyczną różową świnką w roli przewodnika. Nieznajomość francuskiego sprawia niestety że nie wszystko było tam dla mnie jasne, wiem że warto zobaczyć zdjęcia i video z koncertu na którym nagrano płytę. Widać tam dokładnie jak wiele osób potrafi się dobrze bawić przy tak fajnie podanych dźwiękach.
Oprócz zdjęć z koncertu mamy też krótką informację o zespole, oraz zdjęciowe historyjki w formie komiksu, niestety wyłącznie po francusku… a może po bretońsku ? Przyznaję że pewnie nie rozpoznałbym różnicy.
Tak czy owak najważniejsza pozostaje tu muzyka i klimat niesamowitej wręcz zabawy.

Taclem

Levellers „Subway Songs”

Akustyczny bootleg z niepublikowanymi utworami Levellersów. W rzeczywistośi mamy w większości przypadków do czynienia z utworami wykonywanymi przez Marka Chadwicka z towarzyszeniem gitary. Troche brakuje w nich magicznych skrzypków Jona. Dopiero w „Comin’ Up” mamy bogatszą nieco aranżację (klawisze).
Za utwory „Take Me Higher”, „Sticks And Stones”, „Subway Blues” brzmią jak stare demo, lub nagrania z konsolety na jakims koncercie.
Większość piosenek ma jednak dobrą jakość. Spokojnie mogłyby się stać pełnoprawnymi utworami Levellersów, choć przeważają delikatne i nostalgiczne kompozycje, a całość kojarzy się bardziej z wczesnymi dokonaniami zespołu.
Doskonałym przykładem jest „Too Many Years” – nie założyłbym się czy nie słyszałem tego utworu w wykonaniu Levellersów… może w nieco innej wersji, ale coś mi mówi…
Ciekaw jestem czym były w pierwotnej wersji te piosenki…? Demonstracyjne wersje utworów które nie znalazły się żadnej z płyt ? Ale na takich odrzutach znalazłyby się też ścieżki nagrane przez reszte muzyków. Więc może pomysł solowych nagrań Marka, do których w rezultacie nie doszło ?
Mimo iż poziom nagrań jest nierówny, a jeszcze różniej jest z och jakością warto posłuchać pomysłów zupełnie niekomercynych, niekiedy bardzo ciekawych.
Dystrybucja zajmuje się wydawca bootlegu – Oficjalny Fan Club -On The Fiddle.

Taclem

Page 178 of 214

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén