Ten Faust nie pochodzi bynajmniej z kraju Goethego. Jest to grupa ze Szwecji, a „Vildsint” to jej pierwszy dlugogrający krążęk.
Alban Faust grający tu na fideli i dudach, to jedna z ciekawszych postaci na tamtejszej scenie folkowej, miałem już wcześniej do czynienai z tworzoną przez niego muzyką i rónież byłem pod wrażeniem. W zespole grają z nim również Anders Adin (gitara, lira korbowa, wokal) i Christer Adin (mandoliny, akordeon), obaj są muzykami wysokiej klasy.
Mimo że Faust, to trio akustyczne, to w ich brzmieniach nie brakuje czasem ostrzejszych nut, a wszystko to za sprawą liry Albana, która potrafi zagrać czasem ostrzej niż niejedna elektryczna gitara.
Bardzo ciekawie wypadają tu ballady, ale najlepsza kompozycja, to moim zdaniem instrumentalna „Launlaude”.
Page 108 of 285
Znanemu amerykańskiemu rockowcowi zdarzały się już folkowe wycieczki, jednak nigdy nie podejrzewałem, że jego album wyląduje na głównej stronie Folkowej, jako płyta polecana. I to n dodatek polecana w całości, bowiem album „We Shall Overcome” to granie takie, jakie staramy się promować. Wyjeśnieniem dla wszystkich nie znających tego krążka niech będzie podtytuł albumu – „The Seeger Sessions”. Hołd oddany piosenkom napisanym, lub wypromowanym przez artystę będącego jedną z ikon amerykańskiego folku, to na pewno dobry pomysł na ciekawą płyte.
Pod kątem muzycznym mamy tu przegląd tego co ciekawe w interesujących nas dźwiękach zza oceanu. Jest troszkę bluegrassa, bluesa, jazzu, starego rock`n`rolla, folk-rocka i folku. Wszystko to wpisane w znane i mniej znane utwory z repertuaru Pete`a Seegera.
Jakiś czas temu swój renesans przeżywał Woody Guthrie, później śmierć Johnny`ego Casha dopisała ostatni rozdział do jego biografii, a teraz Springsteen postanowił przypomnieć światu o Seegerze. Trzeba przyznać, że przyłożył się do swojej pracy, zatrudnił bowiem dwunastu doskonałych muzyków, z którymi przez trzy dni szlifował pomysły na nowe aranżacje Seegera. Polscy słuchacze, nawet Ci, którzy nie znają twórczości genialnego folkowca mogą rozpoznac niektóre z piosenek. „Erie Canal” czy „Shenandoah” zadomowiły się bowiem na naszej scenie szantowej. A jak bardzo się różnią znane wersje od nowych? Sprawdźcie!
Wciąż jestem zaskoczony efektem liftingu, jakiemu poddano te piosenki, nie łatwo było pewnie niektóre z nich tak zaaranżować. Polecam zapoznanie się z tym materiałem, mam nadzieję, że nie będzie w Polsce trudu z dostaniem tej płyty.
Bodega, to najnowsze odkrycie szkockiego Greentraxu. Przyznam, że odkrycie tej grupy nie było trudne, ta młoda grupa wygrała bowiem tegoroczną edycję Young Folk Awards organizowaną przez drugi program Radia BBC.
„Bodega” od pierwszych taktów przykuwa uwagę. Tradycyjne instrumentarium, z celtycką harfą, to również spory atut. Młodzi Szkoci grają dość nowocześnie, ale z dużym szacunkiem dla tradycji.
Sporym atutem jest dla zespołu wokal Noli MacIvera, który śpiewa po angielsku i w gaelic.
Jeśli lubicie granie w stylu kapel takich jak Battlefield Band, ale nuży Was pewna ospałość starszych muzyków, to Bodega jest zespołem dla Was. Jest tu sporo dobrej muzyki, np. miłośnikom łamania barier w gatunkach na pewno przypadnie do gustu celtic-funky w postaci pierwszej części utworu „Aird Ranters”. Pokazują tu, że można grać taką muzykę nie popadając w pop, jak robi to ostatnio grupa Capercaillie.
Polskim słuchaczom znana może być pieśń „Greenland” czyli „Greenland Whale Fisheries”, a bardziej wnikliwi badacze gatunku w gaelickiej „Horo ahu-o Mo Nigh’n Donn” rozpoznają „Konie” wykonywane niegdyś przez Krewnych i Znajomych Królika. Można więc sobie porównać oryginalne wersje z polskimi.
Gdybym miał dziś wskazać na wschodni zespół, któremu najbliżej do The Pogues, bez wątpienia wskazałbym na grupę Spichki. To nic, że istnieją za naszą wschodnią granicą zespoły coverujące utwory tamtej kapeli, nie są ona nawet w połowie tak zbliżone do poguesowego klimatu, jak omawiana tu właśnie kapela.
Litewska grupa Spichki gra przede wszystkim własne kompozycje. Czasem jest to taki lżejszy punk z etnicznymi instrumentami, innym zaś razem porządna folk-rockowa piosenka. Są elementy reggae i ska – dziś chyba nikogo nie dziwią w takiej muzyce.
To, co zwraca moją uwagę na Spichki, to spora kultura muzyczna, Nie ma tu mowy o remizowej łupance. Brzmienie jest selektywne, a porządne kompozycje wspierane są przez odpowiednie możliwości wykonawcze. To olbrzymi plus w zalewie różnych folk-rockowych propozycji. Nawet tam, gdzie mamy prostą polkę („Зю-бля”) udało się zachować nieco finezji.
Mimo, że nie jestem zwolennikiem tzw. silesian sound w polskich szantach, to płyta „Ten jeden rejs” niejedna raz gościła w moim odtwarzaczu. Gdyby bowiem odrzucić przesadne eksponowanie pomysłów wokalnych i karkołomne niekiedy wycieczki w niemal jazzowe wokalizy, zostałyby fajne piosenki.
Repertuar płyty to pół na pół piosenki znane i autorskie. Do tych pierwszych zaliczają się zwłaszcza klasyki w przekłądach Marks Szurawskiego i Andrzeja Mendygrała. Te drugie, to piosenki z tekstami Wojciecha Dutkiewicza, jednego z członków Segars. Wszystkie melodie są tradcyjne z wyjątkiem „Sir Francis Drake”, do którego muzykę napisał inny z Segrasów – Ireneusz Herisz.
Absolutnym hitem jest tu piosenka tytułowa. Może mogłaby być lepiej zaśpiewana, ale to i tak kawał niezłej roboty. „Ten jeden rejs”, czyli klasyk „Wayward Stranger”, przywołuje echa folkowego spiewania sprzed kilku dekad. To mi się podoba!
Zespół Maidens kontynuuje tradycje wcześniejszej formacji Little Maidens. O ile poprzednia grupa skupiała się na dźwiękach celtyckich, to w przypadku Maidens mamy do czynienia ze znacznie bardziej rozbudowanymi wpływami. Muzyka celtycka jest tu obecna, jednak sporo tu też piosenek zaczerpniętnych z tradycji polskiej.
Tytułowe „Dwa światy”, to właśnie polska i celtycka muzyka folkowa. Z tego co wiem na koncertach zespołu można było usłyszeć jeszcze inne brzmienia, ale ta kaseta koncentruje się na tych właśnie dwóch nurtach.
Zestaw pierwszy, czyli celtycki, rozpoczyna irlandzki reel zatytułowany przez muzyków bardzo swojsko: „Ratuj się kto może”. Ta część płyty przypomina nieco kasetę „Folk Music” grupy Little Maidens, więcej tu folk-rockowych (czy też raczej celtic funkowych) rytmów, jednak repertuar układa się w podobną stylistykę, nie brakuje współczesnych piosenek, znalazły się tu bowiem „One Big Joke” Pete`a Mortona i „Fisherman`s Dream” Johna Martyna. Druga z tych piosenek zagrana została w aranżacji przywodzącej na myśl wersję szkockiej grupy Capercaillie. Nie jest to z resztą jedyny trop Szkotów na tej kasecie, jest ona bowiem przepojona tym samym duchem, co starsze nagrania tej grupy.
Tym co odróżnia Maidens od poprzedniczki tego zespołu, czyli Little Maidens jest wokalistka. W nowszym zespole stanowisko to piastowała Daria Druzgała, niegdyś występująca w popularnej szantowej grupie Kogoto. Później poznaliśmy ją jako gwiazdkę pop w zespole De Su.
Polską stronę kasety otwiera piękna ballada z suwalskiego pt. „Zakukała zieziuleńka”. To najlepszy utwór na płycie, czuć, że zespół wsadził w niego sporo serca. Następujący po niej utwór „Instrumental ci ja” ma w sobie zdumiewająco wiele pierwiastków celtyckich, jak na tę część kasety, ale nie ma sensu się nad tym rozwodzić, ważne przecież że po prostu dobrze go zagrano.
Ballada „Matulu moja” ma chyba najwięcej opracowań wśród współcześnie grających zespołów, co ciekawe często się gają po nią folk-rockowcy. Grupie Maidens wyszła ona świetnie, kto wie, czy to nie najlepsze wykonanie tego utworu, jakie kiedykolwiek zarejestrowano.
Kasetę kończą dwie kompozycje instrumentalne, z których wyróżnia się zamykający całość „Jacok”. Jest to melodia okraszona pięknymi wokalizami, z gościnną partią elektrycznej gitary, nagraną przez Piotra Domińskiego. Takiego etniczno-współczesnego brzmienia nie powstydziłby się nawet Mike Oldfield.
„Dwa światy”, to dziś już archiwum, wspomnienie o nieistniejącej grupie. Ale póki takie wspomnienia żyją, póty żyje też zespół. W pamięci słuchaczy.
Zespół Little Maidens (później Maidens), to folkowy projekt założony przez Piotra Ruszkowskiego, który opuścił swego czasu szeregi Mechaników Shanty. W nowej grupie wsparł go również basista tego zespołu – Jacek Ledworowski.
Wydana w 1992 roku kaseta „Folk Music”, to pierwszy na polskim rynku wydawniczym fonogram zwiastujący połączenie muzyki folkowej z aranżacjami bardzo wówczas nowoczesnymi. Pojawia się tu bowiem celtic funky w stylu szkockiej grupy Capercaillie. Na tej kasecie to jeszcze dość nieśmiałe próbki, Little Maidens grali bowiem bez perkusji, ale jest to kolejny etap w rozwoju polskiej sceny, kolejne drzwi otwarte dla następnych kapel.
Repertuar kasety jest dość różnorodny, nie zabrakło bowiem współczesnych ballad folkowych, takich, jak „Streets of London” Ralpha McTella czy „Don`t Call Me Early In The Morning” Tommy`ego Sandsa. Ballady tradycyjne reprezentują kołysanka „Hush`A`Bye” i „I`m A Man You Don`t Meet Everyday”. Jest odrobina nawiązań do grania amerykańskiego w „Johnny Is A Roving Blade” i „Sixteen Tones” – druga z tych piosenek zagrana jest w cudownie swingujący sposób. Poza tym nie brakuje wspomnianego już celtic funky w „Balindore Jigs”.
Biorąc pod uwagę późniejszy rozwój kapeli, który zaobserwować możemy na kasecie zespołu Maidens, to Little Maidens wykonali tu kawał dobrej roboty, nagrywając materiał niebanalny.
Little Maidens na „Folk Music” to nie tylko ciekawe pomysły, ale również dobre wykonanie, wsparte ciekawym wokalem Joanny Borowik. Szkoda, że po tym projekcie zostały nam tylko dwie kasetki, przydałby się taki zespół, ot choćby dla równoważenia bardzo popowych tendencji niektórych współcześnie grających u nas kapel.
Bardzo lekki, momentami niemal eteryczny folk-rock zza naszej południowej granicy. Wielkim atutem zespołu Jentak jest wokalistka, Mirka Akrmanová Savčuková. Nie śpiewa tu sama, ale jej głos dodaje do zespołu najwięcej.
Autorskie piosenki, których nie powstydziłaby się żadna zachodnia kapela (a wiele pewnie by pozazdrościło), to kolejny atut. Jentak to grupa folk-rockowa w bardziej amerykańskim sensie, nie ma tu bowiem ludowych naleciałości w brzmieniach, jest za to piękna muzyka, w której pobrzmiewają m.in. dylanowskie fascynacje.
Czeski zespół Alibaba ma na swoim koncie na razie tylko tą jedną płytę. W sumie to niewiele, biorąc pod uwagę, że grają od 2000 roku.
Muzyka zespołu, to autorskie kompozycje, oparte na folk-rockowym brzmieniu, z delikatnymi nawiązaniami do bluegrassu i country.
Jeśli miałbym porównywać ten zespół do czegoś, co znamy z naszej rodzimej sceny, to najbardziej trafne byłoby znalezienie wspólnych punktów z zespołem… Dwa Plus Jeden. Mowa to oczywiście o ich pierwszym, folk-rockowym wcieleniu. U Czechów nieco silniejsze są wpływy etniczne i countrowe, ale ogólne brzmienie, a zwłaszcza chórki, to elementy niemal żywcem wyciągnięte z tamtej estetyki.
Oczywiście nie zawsze tak jest, są bowiem fragmenty, które mają nieco inne brzmienie, taki utwór jak „Vojenská” mógłby się po niewielkiej przeróbce (i dopisaniu angielskiego tekstu) znaleźć na płycie zespołu The Levellers.
Autorem niemal całego materiału jest Miroslav Vepřek, gitarzysta i wokalista zespołu.
Pop folkowe granie z serca Afryki.
Alain Nkossi Konda urodził się w Kongo i kultywuje tradycje rodzimej muzyki, łącząc ją w swoich autorskich piosenkach z brzmieniami jazzowymi i muzyką świata. Otwierająca album kompozycja „Unconditional love” dała Alainowi nagrodę John Lennon Songwriting Contest 2002 w kategorii World Music.
„Africa-pella” to album wykaczający poza sztywne ramy gatunków i dzięki temu strawny dla różnych czytelników. Głównymi odbioracami w Polsce byliby pewnie słuchacze ethno-jazzowych rytmów, ale taka ballada jak „Flame & The wind” spodobać się może każdemu. Z kolei „Mokili” to afrykański folk-rock.
