Po kilkunastu latach przerwy planuję w tym roku wybrać się na krakowski festiwal „Shanties”, przed laty nazywany – nie bez powodu – „festiwalem festiwali”. Był taki czas, kiedy wystarczyło pojechać na ten jeden w roku festiwal by wiedzieć co w żeglarskim graniu aktualnie się dzieje. Dziś sytuacja jest trochę inna, nie dlatego, że „Shanties” to impreze o mniejszym znaczeniu. Po prostu tzw. scena szantowa mocno się zdecentralizowała, powstało kilka silnych ośrodków, w których muzyczne życie toczy się jakby równolegle. Dlatego też od lat organizatorzy stosują nieco inny klucz doboru wykonawców, balansując między sprawdzonymi markami, a promocją utalentowanych młodzików.

Jako że w tegorocznej edycji festiwalu, która odbędzie się od 22 do 25 lutego, weźmie udział około 30 wykonawców, postanowiłem w pierwszej kolejności przyjrzeć się tym najbardziej tradycyjnie grającym zespołom. Wielbiciel surowych brzmień na pewno nie zawiedzie się w tym przypadku występami zespołu Cztery Refy, który od niemal 40 lat odtwarza brzmienia muzyki i pieśni z dawnych pokładów. Nie wiele w ich repertuarze współczesnych utworów, a całość balansuje między surową tradycją marynarskiego śpiewu, a folkowym graniem z Wysp Brytyjskich, podanym ze sporym znawstwem tematu. Spośród polskich wykonawców fenomenem na scenie tradycyjnego śpiewania jest niewątpliwie duet Shanty Roots, tworzony przez pioniera gatunku w Polsce, Marka Szurawskiego i jego syna Filipa Dąbrowskiego. Zgodnie z nazwą mają oni w swoim repertuarze najbardziej tradycyjne pieśni, wykonywane w większości a cappella, lub z minimalnym instrumentarium. Wraz z opowieściami o tradycjach morskich, wystepy duetu tworzą klimat bardzo zbliżony do tego, jak wyglądały te pieśni w oryginale. Pojawiają się różne języki i dialekty, słowem: jak na dawnych żaglowcach, z tą różnica, że w repertuarze Shanty Roots śpiewają też po polsku, co w rzeczywistości raczej nie miało miejsca. Tak jednak mogłyby brzmieć te pieśni, gdyby Polska dorobiła się w odpowiednim czasie stałego dostępu do morza i nie zniknęła na długi czas z mapy świata.

A jak naprawdę brzmiały te pieśni, bez dodatków w innych, niemorskich językach? O tym można się przekonać słuchając tegorocznych gości z zagranicy. W tym roku jest to grupa The Exmouth Shanty Men z hrabstwa Devon. Brzmią tradycyjnie, jak wzorzec metra. Jeśli ktoś więc chciałby sprawdzić jak to drzewiej brzmiało, ma okazję.

Jeśli więc ktoś chce się przekonać, że szanty to coś innego, niż tylko szuwarowo-bagienne granie i śpiewanie, może to zrobić przede wszystkim podczas koncertu szanty klasycznej „Rwijmy fały”, który odbędzie się w niedzielę, 25 lutego o 12:00 w Kinie Kijów. Oczywiście na innych koncertach również znajdziemy powyższych wykonawców, ale tu zaśpiewają razem, na dodatek w towarzystwie inych grup, związanych nieco silniej z wokalną szantową tradycją. Pojawi się więc również Męski Chór Szantowy „Zawisza Czarny”, nawiązujący do popularnej w europie tradycji amatorskich chórów, wykonujących pieśni morskie. Oprócz nich w programie znalazło się miejsce dla Ryczących Dwudziestek, Starych Dzwonów i The Pioruners, a także dla drugiego spośród gości zagranicznych gości, holenderskiej grupy Armstrong’s Patent. Choć to nie zespół anglosaski, to jednak repertuar, który wykonują, z powodzeniem można uznać za typowo tradycyjny.

Surowo wykonywane szanty można też będzie usłyszeć na krakowskim Rynku Głównym. W sobotę, 24 lutego, o 14:00, odbędzie się tradycyjny już koncert dla mieszkańców miasta, stanowiący niejako wizytówkę festiwalu. Prym wieść będzą członkowie Chóru „Zawisza Czarny”, co oznacza, że można się bedzie spodziewać sporej dawki oryginalnych pieśni spod żagli.

Rafał Chojnacki