Wrocławska Orkiestra Samanta zmienia się z każdą kolejną płytą. „Sztorm”, to już materiał na światowym poziomie. Folkowe granie, podbarwione celtyckimi elementami, z autorskimi
(w większości) utworami, to dziś standard wśród zespołów grających tego rodzaju muzykę. Mało kto nagrywa już płyty z samymi tradycyjnymi utworami, każda grupa, która ma choć
trochę ambicji twórczych próbuje swoich sił w zaprezentowaniu własnego oblicza za pomocą piosenek i melodii pisanych przez członków tych zespołów. Dokładnie tak samo jest z
Orkiestrą Samanta. Folk-rockowe granie, niebanalne aranże i fajne melodie, to największy atut tej płyty.
Z tekstami jest różnie. Znajdują się tu utwory, których słowa robią dobre wrażenie (m. in. „Finn McCool”, „Holm Land”, „Jak niebo Irlandii”) takie, w których zdarza się czasem
jakiś stylistyczny zgrzyt („Cutty Sark”, „Wikingowie”) i wreszcie też i takie, bez których płyta mogłaby się obejść („Za zdrowie kapitanów”). Tych ostatnich jest na szczęście
najmniej.
Ciekawie brzmi za to tradycyjna „Foggy Dew” z polskim tekstem, która w pewnym momencie przeradza się w folk-rockową lokomotywę. Dobre wrażenie robi również Zwycięstwo”, czyli
przeróbka piosenki „Victiory!”, otwierającej przed laty telewizyjny magazyn „Morze”. Paradoksalnie jednak najciekawszym utworem wydaje się ballada „Jak niebo Irlandii”.
„Sztorm”, to najcięższa brzmieniowo z dotychczasowych płyt Orkiestry Samanta. Spora w tym zasługa mocniejszych brzmień perkusji i gitary elektrycznej. Jak wspomniałem na wstępie
jest to już granie, którego zespół nie musiałby się wstydzić za granicą. Możne z elementów ska w „Za zdrowie kapitanów” można by zrezygnować, z drugiej strony niemieckie kapele
w rodzaju Fiddler`s Green już nie takie nowinki dodawały do celtyckiego grania. Może więc pora wysyłać płyty do zagranicznych recenzentów? To dobra droga do otwarcia się na
zagraniczny rynek koncertowy.

Rafał Chojnacki