Zdjęcie na okładce może być nieco mylące, ponieważ pochodząca z Iranu Pari Isazadeh nie jest już bynajmniej tą młodą dziewczyną ze zdjęcia. To nie modna stylizacja na retro, a prawdziwa fotografia, wykonana gdzieś w latach 70-tych. Ale z drugiej strony nietrudno zrozumieć wykorzystanie tego zdjęcia, ponieważ dla artystki ten album musi być prawdziwą wycieczką w przeszłość.
Już jako mała dziewczynka Pari rozpoczęła karierę muzyczną, śpiewając w tradycyjnym, perskim stylu. Szybko zainteresowała ją jednak muzyka avaz, nazywana perskim bluesem. Po studiach w Szwecji i w USA artystka na stałe osiadła u naszych skandynawskich sąsiadów, gdzie zaczęła robić karierę jako… psycholog kliniczny. Z czasem jednak powróciła do grania, a w jej zespole możemy posłuchać zarówno wirtuozów, którzy wyemigrowali z Iranu, jak i świetnych szwedzkich muzyków.
Choć płyta jest sygnowana przez Pari, to jednak daje ona pole do popisu swoim instrumentalistom. Ponad dwuminutowy orientalny wstęp do „Tula Hem Och Tula Vall”, to jeden z najciekawszych muzycznie fragmentów płyty, Z resztą ta ludowa piosenka z prowincji Dalarna w północnej Szwecji, to prawdziwa perełka. Utwory perskie są trochę bardziej przewidywalne.
Oczywiście trudno odmówić im autentyczności i uroku, jednak to właśnie te szwedzkie fragmenty (obok „Tula Hem Och Tula Vall” jest jeszcze „Limu Limu Lima”) robią największe wrażenie na słuchaczu, ponieważ opierają się na pięknych kontrastach powstających po zderzeniu kultur.

Rafał Chojnacki