Kompaktowa reedycja nagranej w 1975 roku płyty „Kolędowe śpiewanki”, to dobra okazja przyjrzenia się dorobkowi tej niezwykle interesującej grupy. Okazuje się, że przy okazji pisanych na potrzeby tej płyty pastorałek i piosenek świątecznych zespół pokazał wszystkie swoje zalety i wady. Nawiązująca do ludowego brzmienia część materiału jest szalenie sympatycznym, bezpretensjonalnym kiczem, który stał się w pewnym momencie symbolem grupy. Nawet w przypadku zespołu folk-rockowego trudno poważnie potraktować takie utwory jak „Hej helo, helo”.
Z drugiej jednak strony pojawiają się tu nagrania o wiele bardziej ambitne, takie jak „Srebrne gwiazdy” czy „Ja nie mając co dać”, które pokazują, że zespół miał w tym czasie ogromne możliwości kompozytorskie i wykonawcze. Nawet jeżeli środki realizacji tych nagrań odbiegają od tego czym w tym samym czasie dysponowali np. Skaldowie, to jednak nietrudno sobie wyobrazić zespół No To Co nagrywający płytę w całości poważną i ambitną, a jednocześnie utrzymaną w swojskiej, folk-rockowej stylistyce. Obawiam się jednak, że oczekiwania wobec zespołu były wówczas nieco inne i stąd taki słyszalny na płycie kompromis.
Album „Kolędowe śpiewanki” pokazuje, że moda na płyty z piosenkami bożonarodzeniowymi nie jest bynajmniej wynalazkiem naszych czasów. Celowo nie piszę tu o kolędach, ponieważ wbrew tytułowi płyty mamy tu do czynienia raczej z tematyką około-świąteczną. Same kolędy są jedynie cytowane fragmentami w pojedynczych utworach.

Rafał Chojnacki