Fenomen tej muzyki w Niemczech jest porównywalny z tym, jak Polacy odnoszą się do szant i piosenek żeglarskich. Niemcy mają dokładnie takie samo podejście do muzyki dawnej, zwłaszcza średniowiecznej i renesansowej. Jedni odtwarzają ją w miarę autentycznie, drudzy grają tak, jakby była to muzyka typowo ludowe, robią więc z niej rasowy folk, jeszcze inni piszą własne kompozycje, lub mieszają oryginalne nuty z rockiem, metalem punkiem a nawet hip hopem.
Musica Vulgaris nalezą do kategorii, którą można określić jako „mediaval folk”. Wprawdzie grają i śpiewają akustycznie, z użyciem autentycznych instrumentów, ale nie wzbraniają się przed nadawaniem swojej muzyce autorskiego charakteru, który sprawia, że słucha się jej o wiele przyjemniej. Wcielają się oni w rolę wędrownych grajków, którzy snują swoje historie w kilku językach, grają na niezliczonej ilości instrumentów i koncentrują się przede wszystkim na tym, żeby dobrze bawić słuchaczy. Najdziwniejsze że w zespole jest tylko trzech muzyków, a liczba instrumentów, na których grają, może budzić szacunek.
Pieśni niemieckich i francuskich minstreli i trubadurów, przeplatane dworskimi i wiejskimi tańcami, z ukłonem w kierunku hiszpańskiej Cantigi i bretońskiego „Andro”, to bardzo jaskrawa mieszanka, jednak Musica Vulgaris udowadniają, że można zaprezentować ją z wdziękiem i jednoczesnym poszanowaniem tradycji.

Rafał Chojnacki