Amerykańska grupa The Mad Maggies przedstawia swoją piątą płytę.
Atmosfera knajpki, w której gra kapela mieszająca kilka rodzajów folku, blues, elementy charakterystyczne dla piosenki francuskiej i rockowe aranżacje, to największy atut tej płyty. Kolejne utwory płyną z głośników, a słuchacz nie wie co się może za chwilę wydarzyć. Dość bogate instrumentarium, w którym pojawiają się m. in. gitary, trąbka, tuba, saksofony, flety, perkusja, akordeony i ukulele, to gwarancja tego, że w muzyce będzie się sporo działo. Muzycy The Mad Maggies potrafią się niekiedy zamieniać instrumentami, a każdy z nich gra w nieco innym stylu. Najważniejsze jednak, że ta bogata mieszanka muzyczna, spięta głosem charyzmatycznej Maggie Martin doskonale brzmi i tworzy spójną całość, której wypadkowa definiuje stylistykę zespołu.
Już po kilku utworach łatwo dojdziemy do wniosku, że zespół jest zakochany w polkach. Większość utworów ma tempo charakterystyczne dla tego tańca. To kolejne zaskoczenie, ponieważ utwory brzmią bardzo różnorodnie. Słychać tu wpływy celtyckie, francuskie, morski folk, cajun, swing a nawet ska, blues, jazz i hip hop.
Tym co zdecydowanie wyróżnia The Mad Maggies spośród zespołów sięgających po różnorodne wpływy, jest poczucie humoru. Słychać, że te utwory sprawiły muzykom sporo radości, która udziela się również słuchaczom. Dotyczy to zwłaszcza bardziej kabaretowych utworów, a i takie znajdziemy w repertuarze zespołu. Momentami granie The Mad Maggies kojarzyć może się z brytyjską grupą Bellowhead, jednak w tym przypadku brzmienie nie jest aż tak pompatyczne, jak w przypadku Wyspiarzy.
Jak wspomniałem jest to piąty album tego amerykańskiego zespołu. Wkrótce napiszę również o innych ich płytach, ponieważ ta tylko zaostrzyła mój apetyt.

Rafał Chojnacki