Patrząc na okładkę chyba nie można mieć złudzeń co do zawartości albumu. Jak to stwierdził mój przyjaciel, „wygląda wystarczająco celtycko i złowieszczo”. Z tą złowieszczością to może trochę chłopak przegiął, ale prawda jest taka że Black Tartan Clan trafili w dychę.
Biorę płytę, wkładam do odtwarzacza i czekam – w zasadzie to nawet wiem na co. Pierwsze dźwięki „Anthem” nie zawodzą mnie – potężny dźwięk dud, a zaraz później reszta kapeli. Łomocą aż miło.
Przyznam się bez bicia – lubię takie granie. Nie wymagające wielkiej filozofii, proste i treściwe. W zasadzie to też sztuka, bo prawdą jest że nie wsyscy tak potrafią. Belgowie dają radę i to nawet bardzo. Muzycznie to jak już się wszyscy pewnie domyślili najwyższej próby celtic-punk, przywodzący na myśl dokonania The Real McKenzies czy czeskiego Pipes And Pints. Wokal odpowiednio przybrudzony, sekcja mocno nabijająca rytm, dodatkowo świetne partie grane na dudach, ostre gitary i wręcz hardcore’owe pokrzykiwania w refrenach – mimo iż schemat zdążył zostać już porządnie wyświechtany, Black Tartan Clan brzmi na tej płycie świeżo i przekonująco. Płynie z ich grania jakaś szczerość i uwielbienie to szkockiej kultury (co doskonale pokazują w ciekawej wersji „Scotland The Brave”). „Boots, Kilts ‚n Pipes” przynosi sporo folk-punkowych hymnów. Założę się że takie „All for One” czy „Black Tartan Clan” będziecie sobie podśpiewywać nie raz.
Dobrze wiedzieć że świat nie kończy się na wielkiej trójcy, czyli Flogging Molly, Dropkick Murphys i The Real McKenzies. Black Tartan Clan polecam z czystym sumieniem wszystkim wielbicielom celtic-punkowych brzmień, ale również tym którzy lubują się w melodyjnym hardcore’owym graniu. Warto czasem poszerzyć horyzonty.

Marcin Puszka