Sięganie po starsze płyty dobrych kapel tylko po to by napisać ich recenzje ma swój urok. Wiadomo że zawsze ważny jest jakiś pretekst, kiedy stos płyt do słuchania rośnie, a my mamy ochotę na coś starszego.
Album „Blackwater” powstawał głównie w 1995 roku, po śmierci haryzmatycznego flecisty, jednego z filarów zespołu, Frankie Kennedy’ego. Pamiętam że Wojtek Ossowski prezentując pierwszy raz tą płytę (kiedy jeszcze była nowa) wspominał, że wiele osób zastanawiało się czy wogóle ona powstanie.
Zaczyna się żywo i tanecznie. Pierwsze melodie jakie słyszymy („Johnny Boyle’s/King Of The Pipers”, „Dark Haired Lass/Biddy From Muckross” a nawet póżniejsze „Strathspey/Con McGinley’s” i „Farewell To Leitrim – Jenny Picking Cockles”) to hołd dla tradycyjnego grania. Ale gdzieś w tle słychać, że gra to kapela, która w formule akustycznego celtyckiego grania potrafi nieźle namieszać.
Smaczki to z resztą wizytówka grupy Altan. Wystarczy posłuchać gaelickiej pieśni „Stor, A Stor, A Ghra”, gdzie w tle do niemal funkującej (choć akustycznej) gry instrumentalistów dodana jest bluesowa harmonijka ustna.
Z kolei w „Molly Na Gcuach Ni Chuilleanain” delikatnie pobrzmiewające w tle klawisze przybliżają Irlandczyków do szkockiej grupy Capercaillie.
Nie brakuje na tej płycie zadumy i jest to zaduma piękna. Ballady „Ta Me ‚Mo Shui” i „Blackwaterside” korespondują tu z rewelacyjnym utworem instrumentalnym „A Tune For Frankie”.
Ten album musiał być bardzo ważny dla grupy Altan, bo przecież to nie tylko hołd dla zmarłego przyjaciela, ale i kolejny krok w rozwoju zespołu. Z perspektywy lat nietrudno zauważyć że krok ten wykonano w dobrym kierunku. Altan to wciąż jedna z najbardziej interesujących grup na irlandzkiej scenie muzyki tradycyjnej.

Taclem