Z Delhi do Dublina nie może być tak daleko, skoro nagrywający tą płytę muzycy uwinęli się w niewiele ponad godzinę. Tyle bowiem trwa ten album, łączący ze sobą dwie silne tradycje muzyczne.
Ciekawe jest to, że spoiwem dla indyjskich i celtyckich brzmień stała się elektronika. Sporo tu takich właśnie brzmień, aczkolwiek od razu warto zaznaczyć że jest to raczej ambitniejsza forma komputerowego generowania dźwieków. Budują one dodatkowy nastrój, choć dla niewprawionego, folkowego słuchacza tego rodzaju elementy mogą być rażące.
Muzyka indyjska jużdawno oswoiła się z elektroniką. Tamtejsze dyskoteki łączą w sobie dźwięki techno i ethno. Tutaj, jak jużwspomniałem elektronika nie jest dyskotekowa, ale nie da się jej przeoczyć.
Mamy tu indyjskie zaśpiewy i sporo motywów wschodnich, sięgających nawet po Koreę. Z drugiej strony częste są tradycyjne irlandzkie melodie, a i przestrzeń kojarzaca się z muzyką celtycką też jest w odpowiedni sposób wykorzystana.
Ciekawostką jest fakt, że cały projekt powstał w Kanadzie, a więc na zupełnie innym kawałku globu. Świat staję się coraz mniejszy. Ale kiedy sprzyja to takim eksperymentom – jestem za. Miłośnicy dźwięków spod znaku AfroCelts i bhangry powinni być zadowoleni.

Taclem