Ta koncertowa płyta Andrzeja i Dominiki, to rezultat twórczych poszukiwań. Ktoś mógłby rzec, że tak można powiedzieć o każdej niemal płycie, każdego niemal zespołu. Może i tak, ale w przypadku „Rejsu tawerną” widać to aż nazbyt dokładnie. Mało którzy z wykonawców potrafią bowiem tak ułożyć program płyty, by zmieścić na nim coś nowego, coś starego, coś pożyczonego i coś z zupełnie innej beczki.

Do nowych utworów można na pewno zaliczyć świetnego folkowego bluesa. „Let Her Go, God Bless You” (tu odnotowanego jako „Let Her Go”) w wykonaniu Dominiki, z delikatną pomocą Andrzeja, to jedna z perełek płyty. Nowa jest też piosenka tytułowa, świetnie wpasowująca się w klimat jaki tu panuje. Pojawiają się w niej piosenki Okudżawy, Hiszpańskie Dziewczyny, tawerny, w których buja bezpiecznie… Słowem to piosenka o piosenkach – doskonałe zamknięcie albumu, na dodatek z melodią, w której pobrzmiewają echa rosyjskich bardów.
No właśnie, skoro wspomniałem już o rosyjskich bardach, a zwłaszcza o Okudżawie, to warto zaznaczyć, że w końcu Andrzej odważył się upublicznić na płycie to, co już od jakiegoś czasu wykonuje z Dominiką na koncertach. Na pierwszy ogień idzie „Aleksander Siergiejewicz Puszkin” ze świetnym tekstem Witolda Dąbrowskiego. W chwilę później Dominika przeistacza się w rosyjską cygankę w „Ech, zaguliał”. Trzecia pieśń z tego cyklu to ballada „O moj synok”, szarpiąca serce na kawałki. Słuchając takich ballad człowiekowi marzy się płytka wypełnia po brzegi polskimi wersjami rosyjskich ballad w wykonaniu tego właśnie duetu. Może kiedyś…
Do starych utworów Andrzeja zaliczają się „Gdy siedzę w pubie”, „Kołysanka” i „Załoga” (znane z płyty „Załoga”), „Chciałem być żeglarzem”, „Blues o moim morzu” i „Struna za struną” (z płyty „Chciałem być żeglarzem”). Nie trzeba chyba jednak nadmieniać, że w tej koncertowej odsłonie brzmią inaczej. Warto zaznaczyć, że to co mnie kiedyś w młodzieńczych nagraniach Andrzeja irytowało, gdzieś się w międzyczasie ulotniło. Słychać to choćby w „Chciałem być żeglarzem”, gdzie wszystkie wysokie partie są przearanżowane, nie ma już ocierającego się o ból gardła śpiewu, jest za to bardzo ładnie ozdobiony wokalnie utwór. Ciekawie przerobiono też piosenkę „Struna za struną”, w której Andrzej doskonale bawi się śpiewając z publicznością.
Warto zwrócić też uwagę na pożyczki. Mamy tu coś ze starego kufra – „Pod Sztokfiszem”, pióra Haliny Stefanowskiej na melodię piosenki „Captain Nipper”. W oryginale była to skoczna przyśpiewka, a Andrzej śpiewa to, jakby był z tą piosenką od zawsze, jakby była jego. To prawdziwa sztuka. Inna pożyczka, to „Kumpel z Gopła”, autorstwa Jerzego Porębskiego, przepisana tak, by mogła ją śpiewać Dominika. Świetnie wychodzi też przypomniana słuchaczom piosenka „Pisane pianą” Janusza Sikorskiego.
Jest tu też coś z repertuaru zespołu, w którym Andrzej gra poza duetem. „Halaba-luby-ley” i „Johnny Comes Down To Hilo” to piosenki, z którymi zetknęliśmy się całkiem niedawno w studyjnych aranżacjach Andrzeja i Dominiki.
To pierwsza wspólna płyta duetu, który wydał już co prawda album zatytułowany „Tradycyjne Ballady Morskie”, jednak krążek ten dostępny był tylko jako insert do Almanachu Żeglarskiego. Trudno go więc traktować jako pełnoprawny album.
„Rejs tawerną” to dojrzały album faceta, który z niejednego pieca chleb już jadł. Towarzyszy mu młoda, choć szalenie utalentowana dziewczyna.
Zdarzają się pomyłki – jak to na koncercie. Ale na tej płycie ocalono coś, czego nie mają albumy studyjne. Klimat balladowego koncertu w tawernie. Wyjątkowy i jedyny.

Rafał Chojnacki