Okładka nowej płyty zespołu Beltaine to bardzo jesienna kompozycja. Nieco surrealistyczna, ale wpisująca się doskonale w to, co muzycy zawarli na płycie. Po debiutanckim albumie „Rockhill” można by się spodziewać czegoś bardziej uporządkowanego. Tymczasem ten artystyczny nieład potrafi zachwycić… o ile po muzyce folkowej oczekuje się czegoś więcej, niż tylko twórczego opracowania ludowych tematów.
Zespół Beltaine zdumiewająco szybko odszedł od dość typowego grania, które dominuje u większości celtyckich kapel na kontynencie. Prawdopodobnie tropem, który wyprowadził ich na własną drogę była muzyka bretońska, której echa bardzo głośno pobrzmiewają w kilku utworach. Bretończykom grupa Beltaine zawdzięcza lekkość i polot grania, który charakteryzuje niewiele polskich zespołów. Nie tylko folkowych.
Bardzo ciekawie brzmią tu piosenki. Są nieco obok utworów instrumentalnych, jakby zespół prezentował je z pewnym ociąganiem, jednak uważam, że nie ma czego się wstydzić. Takich wersji „Ye Jacobites” i „Parcel Of Rogues” nie powstydziłyby się nawet najlepsze kapele z Wysp.
Czy jest coś, co może na tej płycie razić, to studyjna sterylność. Jest ciekawie, żywiołowo, ale Beltaine to przede wszystkim zespół koncertowy.
Płyty są im moim zdaniem niezbędne, bo zatrzymują w czasie pewien moment. Wiele wskazuje na to, że następny album będzie dość różny od tego co proponują na „Koncentrad”. Trudo przewidzieć jednak w jakim kierunku teraz pójdą. Ważne jest, by nie stali w miejscu.

Rafał Chojnacki