Ta z pozoru niewyróżniająca się płyta przysporzyła mi sporo problemów, gdy zacząłem zabierać się do jej recenzowania. Dlaczego? Dlatego, że przy każdym przesłuchaniu słucha się jej nieco inaczej. Co ciekawe osoby, którym puszczałem jej fragmenty również odnajdują w tej muzyce elementy zupełnie inne, niż te przeze mnie zauważone. Jedno jednak się nie zmienia – na pewno jest tu sporo solidnego bluegrassu, choć… on też brzmi jakoś inaczej. Nic dziwnego, w końcu Alaska to nie Kentucky.
Joe to doświadczony muzyk, który grywał już z niejednym zespołem, a jako sideman występował z najlepszymi muzykami z kręgów country i bluegrass (grał m.in. z Billem Monroe, Davide, Grismanem i zespołami the Nitty Gritty Dirt Band i Riders in the Sky). Jego autorskie piosenki są jednak przesiąknięte duchem amerykańskiego folku, który czasem skręca lekko w kierunku folk-rocka czy nawet popu. Są to jednak raczej kwestie produkcji, do której przyłożono się z dużą starannością. Akustyczna muzyka z dość archaicznymi korzeniami, brzmi dzięki temu niezwykle świeżo.
Taclem

Dodaj komentarz