Pamiętam tą przesympatyczną czeską grupę z festiwalu w Będzinie. Zachwycili mnie lekkim graniem i bardzo twórczym podejściem do muzyki celtyckiej. Aż trudno uwierzyć, że to Czesi, nie Irlandczycy. Jednak znając wcześniej ich krajan z Dun An Doras nie byłem aż tak zaskoczony. W Polsce znalazłyby się też pewnie tak grające zespoły, ale nie mamy niestety takich wokalistek jak Veronika Souckova. Piosenki to jedne z najmocniejszych punktów płyty. Co prawda czasem, jak w „For-rest” aranżacja odchodzi nieco od celtyckiego grania, ale raczej urozmaica to płytę, niż burzy jej koncepcję.
Tak jak zapamiętałem z koncertów, tak i na płycie Marw grają bardzo delikatnie. Nawet tam gdzie gitara tworzy z bodhranem dość „gęste” tło („Cerny most”), wszystko podane jest bardzo delikatnie. Nie ma mowy o graniu na siłę.
Sporo tu brzmień pochodzących z Bretanii, ale zagranych raczej na modłę kapel wyspiarskich (jak Lunasa czy Flook), co też ciekawie prezentuje nam Marw w zestawieniu z wykonawcami z krain celtyckich.
Największym zaskoczeniem była jednak dla mnie kompozycja „Odysseas kai Kalyps”. Takiego śpiewu nie powstydziłaby się ani Loreena McKennitt, ani Lisa Gerrard. Jeśli nie wierzycie, to koniecznie musicie posłuchać jak wokalistka Marw czaruje swoim śpiewem.

Taclem