Gdyby celtyckie elfy nagrywały płyty, to w kategorii „elvish pop” Louisa John-Krol konkurowałaby na listach przebojów z takimi wykonawcami, jak Secret Garden czy Loreena McKennitt. Tak się jednak nie dzieje, dlatego też płyt tej australijskiej artystki musimy szukać na półkach z „Celtic/World Music”.
Cóż to właściwie za muzyka? Powiedział bym, że celtycki, bardzo klimatyczny pop. Do wymienionych już nazw dorzucę jeszcze Enyę i Clannad z bardziej elektronicznego okresu. Co prawda „Ariel” odkrywa również inne, nie tylko celtyckie oblicza Louisy, ale skojarzenia mimo wszystko ciągną mnie w kierunku znanych wykonawców.
Piękny „Blackbird”, oniryczny „Nobeliu`s Garden”, cudowna ballada „The Seagiant” czy egzotycznie brzmiący „Salamander”, to tylko wierzchołek góry na którą wspina się Australijka.
„Ariel” to jedna z najpiękniejszych płyct jakie słyszałem. Myślę, że konkurentki Louisy John-Krol, wszystkie panie od eterycznego śpiewania, powinny się czuć zagrożone czując jej oddech na plecach. To płyta z 2000 roku. Być może od tego czasu już wyprzedziła niektóre z nich.

Taclem