Niemieckie zespoły szantowe mają często ta wadę, że zamiast autentycznych pieśni prezentują rubaszne chórki, bardziej kojarzące się z pieśniami bezzębnych dziadków, niż autentycznymi, pełnymi życia, pieśniami morza.
Breitling to nieco inny zespół. Owszem, jest tu spory chór i ledwie śladowe ilości instrumentów. Płyta jednak brzmi nieźle. Więcej tu nawiązań do brytyjskiej tradycji, niż do niemieckiej sceny. Co prawda czasem (jak w przypadku „Dance the boatman”) chóry wymykają się spod kontroli, ale ogólnie jest dość dobrze.
Na uwagę zasługują zwłaszcza wykonania pieśni: „Farewell to Tarwathie”, „Rolling down to old Maui” i „Jamboree”.
Ciekawostką jest tu aranżacja pieśni „Blow ye winds”, kojarząca się raczej z melodią popularnej „Mony”, niż z oryginalną pieśnią pod tym tytułem.
Poza tradycyjnymi szantami zaplątała się tu również rosyjska pieśń „Ej uchnjem”. Trochę dziwnie brzmi ona w ustach Niemców, ale ujdzie w tłoku.

Taclem