To dość nietypowa płyta. Joan jest współczesną szamanką, poetką i zwolenniczką ekologicznego trybu życia. Jej płyta, to przesycona folkowym, być może nawet celtyckim duchem, poezja śpiewana. Właściwie tylko śpiewana, bo wszystkie utwory wykonane są a capella.
Każda piosenka, to wiersz o tematyce wiążącej się z szamanizmem, siłami natury, lub pogańskimi świętami. Jest tu też co nieco o naszych „braciach mniejszych”, czyli o zwierzętach.
Piękny, czysty, lekko wibrujący głos wokalistki stawia ją w jednym rzędzie z najlepszymi folkowymi śpiewaczkami. Niewiele jest tak zapadających w pamięć wokali, jak ten, należący do Joan Forest Mage, amerykańskiej szamanki. Również formuła, którą przyjęła – śpiewanie pieśni a capela jest dość ciekawa, to też nawiązanie do folkowej tradycji.
Jest tu ponad trzydzieści piosenek, co niektórych może znudzić, ale warto posłuchać, bo to, jak już wspomniałem na wstępie płyta nietypowa. Nieprędko traficie na podobną.
Miesiąc: Lipiec 2005 (Page 5 of 5)
Album nosi podtytuł „Celtic & Mediterranean Music for Harp”. Wiele mówi to o zawartości albumu, Mamy tu zarówno celtyckie airs, jigi i reele, jak i elementy tureckie, czy greckie.
Diana Rowan nie tylko łączy w swojej muzyce melodie z różnych miejsc, ale również style wykonawcze. Celtyckie melodie wykonane na harfie, whistlach i arabskim bębnie, to nic nowego, ale już połączenie ich z tureckimi instrumentami jest bardzo ciekawe.
Doskonały „The War & Peace Set” pokazuje nam jak bogata jest aranżacyjna wyobraźnia Diany. Przejście od śródziemnomorskiego klimatu do natchnionej celtyckiej melodii odbywa się za pomocą jednego czystego akordu. Później oba światy na chwilę się przenikają.
Ta płyta jest po prostu piękna, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to jedna z najpiękniejszych płyt, jakie słyszałem. Jeśli chcecie mieć na to dowód, polecam wiązankę pt. „The Celtic Sonata”.
Płyta ta powstała na nietypowe zamówienie. Zaprzyjaźnieni z artystką fizykoterapeuci poprosili ją o jakieś nagrania, które pomogłyby w ćwiczeniach medytacyjnych i pozwoliły pacjentom zrelaksować się. Wielu z nich używało w tym celu muzyki celtyckiej. Zazwyczaj jednak miały zbyt zróżnicowany klimat, by używać ich w całości, a przełączanie utworów nie wchodziło w grę.
Tak powstała muzyka, którą Laura postanowiła później umieścić na płycie „A Celtic Journey”. Z jednej strony mamy typowe elementy, znane z płyt z muzyką relaksacyjną i new age. Są klawiszowe pasaże i piękne, zwiewne partie fletów. Jest też sporo klimatów celtyckich i to one powodują, że warto tej płyty posłuchać. Irlandzkie dudy, whistle i harfy, to tylko część sukcesu. Laura okazała się też zdolną kompozytorką, tworząc dzięki temu płytę łagodną, po prostu ładną, a z drugiej strony niebanalną.
Do najciekawszych kompozycji zaliczyłbym utwory: „Goddess of the Hunter Moon”, „Heart in Winter” (kojarzący się nieco z muzyką Enyi) i „Song of One”.
The Donegal X-Press to kolejna grupa zawdzięczająca swoją nazwę twórczości Shane`a MacGowana. Jego piosenka „Donegal Express”, która znalazła się na płycie „The Snake” stała się sygnałem dla muzyków z Baltimore, by spróbowac swych sił w celtyckim rocku.
„Translations”, to czwarta płyta zespołu, można więc już mówić o dośc profesjonalnym graniu. Rzeczywiście słychać, ze celtycki rock w wykonaniu Donegali to przemyślana i ciekawa muzyka. Warto zwrócić uwagę, że dziś nie brzmią bynajmniej jak inne korzystające z poguesowego korzenia kapele, Mają swoje własne brzmienie, w którym słychać czasem również amerykańskie granie.
Niemal wszystkie piosenki są tu autorskie, dominuje punk-folkowe granie, choć czasem, jak rozpoczynającym płytę „San Patricios” mamy do czynienia z bardziej rockowym graniem. Nie brakuje jednak folkowych skrzypiec, ostrego tanecznego grania i szczypty tradycji, niezbędnej na każdej tego typu płycie.
Nowe wersje takich utworów, jak „Irish Ways & Irish Laws”, czy „The Old Orange Flute” stawiają The Donegal X-Press w gronie jednych z najciekawszych interpretatorów celtyckich standardów.
Dartz to folk-rockowa grupa z St. Petersburga, która ukochała muzykę celtycka. Weszło im to w krew tak bardzo, że nagrali już sześć płyt z własnymi adaptacjami takiej właśnie muzyki.
Ciekawostka polega na tym, że Rosjanie śpiewają irlandzkie piosenki we własnym języku. Wszystkim, którzy zżymają się słysząc polskie adaptacje polecam tą płytę. Zobaczą jak fajnie mogą brzmieć znane piosenki z innym, niezbyt zrozumiałym tekstem. Podejrzewam, że nasze zespoły mogły by też zauroczyć obcokrajowców.
Utwór otwiera autorska kompozycja, jedynie zaaranżowana „po irlandzku”. Później nie brakuje jednak tradycyjnych tematów z Zielonej Wyspy. Otrzymujemy też rosyjską, folkową wersję piosenki „Tinker, Tailor, Soldier, Sailor” z repertuaru grupy Yardbirds. Później zaś bretoński mamy temat znany z wykonania Tri Yann. W języku rosyjskim brzmi to dość ciekawie, zwłaszcza, że Dartsi na dodatek dość fajnie to grają.
W chwilę później zespół mierzy się z gaelicką melodią, znaną również u nas z wykonań grup The King Stones i Kochankowie Sally Brown. Dalej mamy irlandzką „Jug of punch” zagraną na modłę klasycznych kapel, takich, jak De Dannan. Później znów wracamy do Bretanii, a Rosjanie ponownie powołują się na Tri Yann.
Od celtyckich klimatów odpoczywamy na chwilę przy folkowej przeróbce „Gallows Pole” z repertuaru Led Zeppelin. Po niej mamy balladę z repertuaru solowego Dee, parającego się poezją śpiewaną i wreszcie kolejny utwór autorski, tym razem w pop-folkowej aranżacji.
Brzmienie swojej wersji piosenki „Two Sisters” Rosjanie zawdzięczają inspiracjom grupą Clannad z najbardziej tradycyjnego okresu. Dalej mamy nawiązanie do dworskiej muzyki średniowiecznej, ładnie brzmiące po przejściu z clannadowskich klimatów.
Kolejna piosenka, to znów przeróbka solowego utworu Dee, a po niej znów coś, co napisali razem członkowie kapeli. Tym razem jest to piękna ballada.
Na zakończenie mamy jeszcze nową wersję celtyckej piosenki „Porque Non”.
W muzyce grupy Dartz słychać różne inspiracje, jednak nie są nachalne, a zespół brzmi stylowo. Warto więc zainteresować się celtycką muzyką ze wschodu. Płyta jest może trochę niespójna stylistycznie, ale za to bardzo ciekawa.
Nieczęsto gościmy na Folkowej zespoły z Japonii, zwłaszcza składające się z samych Japończyków i grające… między innymi po celtycku. Classic Chimes, to The Pogues z Kraju Kwitnącej Wiśni.
Zaczyna się od irish pubowego utworu tytułowego. Później mamy coś na kształt punk-folk-boogie. Trzeci numer, to wariacje na temat klimatów wschodnich, być może rosyjskich, na dodatek z charczącym, ostrym wokalem. Później wchodzimy w klimaty zbliżone bardziej do francuskiej knajpy, szybkim, cajuńskim zakończeniem.
Piąty utwór, to punk-folkowy utworek, mogący się nieco kojarzyć z hiszpańskimi, lub włoskimi kapelami. Jest jednak bardziej zadziorny i bałaganiarski. Nie inaczej jest ze swingiem, czy też raczej japońską interpretacją swingu. Kolejna piosenka, to coś na kształt irlandzkiej polki, po niej zaś mamy japońskiego, punk-folkowego walca. Na zakończenie tego dziewięcio-utworowego zestawu otrzymujemy jedyną na płycie balladę. To taka piosenka w stylu „Wszystkie światła gasną, a publiczność idzie do domu”.
Classic Chimes używają dość klasycznego, punk-folkowego instrumentarium. Jest tu mandilonka, banjo, a nawet dwa, akordeon, gitara, kontrabas i perkusja. Do tego czasem dochodzą irlandzkie whistle, a czasem zaplączą się jakieś dęciaki. Nie da się ukryć, że „Fairy Tale`s Taboo”, to dość różnorodna płyta.
Grupa Broceliande powstała jako side project folk-rockowców z Avalon Rising, jej główne postaci, to Margaret Davis i Kristoph Klover. Dołączyli do nich Karl Franzen i Kris Yenney. Początkowo chodziło o nagranie płyty z piosenkami inspirowanymi twórczością J.R.R. Tolkiena. Okazało się jednak, że projekt się spodobał i nagrywają dalej.
Tytuł płyty „Gathering May” kojarzy się z celebracją majowego święta – Beltaine. Album zawiera tradycyjne pieśni i melodie, głównie angielskie, ale też celtyckie, włoskie, czy francuskie. Niebanalną rolę pełni tu też muzyka średniowieczna i barokowa.
Wykonania brzmią może dość surowo, ale za to mają świetny klimat. To tak, jakbyście wzięli płyty Steeleye Span i wycieli z nich całego rock and rolla. To co zostało brzmiałoby jak „Gathering May”.
Dla wielu płyta ta może być zbyt surowa, ale dla mnie to przede wszystkim zaleta albumu. Polecam.
