Kategoria: Recenzje (Page 90 of 214)

Nigel Burch And The Flea-Pit Orchestra „Bottle Sucker”

Kolejna nietypowa płyta, która może zainteresować fanów The Pogues. Andrew Ranken, pałker tej grupy, połączył swoje siły z ulicznym bardem Nigelem Burchem. Dobrali kilku muzyków i nagrali płytę, którą zaczęto porównywać do The Tiger Lillies.
Nigel to nieźle zakręcony facet, jego piosenki bywają straszne, śmieszne („Me And All The Other Vegetables”!) lub po prostu dobre. Nie ma tu utworów ludowych, ale uliczny, miejski folk w dobrych aranżacjach broni się i bez tego. Niekiedy mamy stylizację na coś słowiańsko-żydowskiego, jak w „I Used To Be Mad”, ale to wciąż autorskie piosenki.
Kontrabas, banjo i skrzypce tworzą czasem klimat, którego nie powstydziliby się ani Nick Cave ani Tom Waits. Posłuchajcie wspaniałej „Ballad Of The Bogeyman” lub mocno odjechanej „Hello Young Lovers”, a zrozumiecie bez problemu na czym polega fenomen Nigela. Kto wie, może ciekawie byłoby usłyszeć go razem z Shane`m MacGowanem? Niektóre z pijackich songów Burcha pewnie by mu przypasowały.

Taclem

Steve Tilston „Of Many Hands”

Martin Simpson, Nancy Kerr i Maggie Boyle, to tylko niektóre z folkowych gwiazd, które wsparły Steve`a Tilstona w nagraniu nowej płyty. Album zawiera niemal wyłącznie tradycyjne utwory, z jednym wyjątkiem, piosenkę „Willow Creek” napisali Steve Tilston i Chris Parkinson.
Nowe, czasem bardzo ciekawe, aranżacje standardów (a takich tu nie brakuje, choć i tak Steve ominął większość typowych evergreenów), mogą się wydawać odcinaniem przez znanego folksingera kuponów od popularności, ale zaręczam, że tak nie jest. To po prostu ukłon w stronę tradycji. „Leaving of Liverpool”, „The Girl I Left Behind Me”, „Barbry Allen” czy „New York Gals” brzmią w tych aranżacjach, jakby zostały napisane specjalnie na tą płytę. Warto, żeby posłuchali tych nagrań również nasi wykonawcy, zwłaszcza szantowi. Można zagrać znany kawałek z szacunkiem, po swojemu, bez konieczności czterokrotnego przyspieszenia i grania „solo na wszystkim”. Steve prezentuje dużą kulturę muzyczną i to warto docenić.

Taclem

Tendachënt „La valle dei Saraceni”

Tendachënt to folk-rockowa grupa z północnych Włoch, a „La valle dei Saraceni” to ich trzeci album. Z każdą kolejną płytą zespół dryfuje nieco w stronę progresji, choć trzeba przyznać, że tym razem szala pomiędzy rockiem progresywnym, z jego klimatem i przestrzenią, a tradycyjnym włoskim graniem, znajduje się niemal idealnie po środku.
Na płycie nie brakuje folkowych piosenek i starych tańców, zaaranżowanych w stylistyce ogącej sięczasem kojarzyć z tym co w muzyce folk-rockowej robiła grupa Steeleye Span – przykładem może być choćby „Fra` Pataluc”. Tendachënt są jednak znacznie mniej elektryczni. Jeśli już dają czadu, to wynika on raczej z dud lub liry, niż z elektrycznych gitar. Kiedy już gitary odzywają się głośniej, jak w „Stranot d`amur”, aranżacje mogą kojarzyć się z zadziornym graniem w stylu Hoven Droven.
„La valle dei Saraceni” to płyta bardzo przebojowa. Nie brakuje na niej utworów, które na dłużej zostają w głowie, warto więc polecić takie granie nie tylko miłośnikom folk-rocka.

Taclem

Jill Rogoff „Across the Narrow Seas”

Łagodny głos Jill Rogoff świetnie sprawda się w nieco smutnawych pieśniach pożegnalnych. Na „Across the Narrow Seas” takie właśnie utwory dominują.
Otwierająca płytę ballada „The Golden Vanity” wpisuje się świetnie w program płyty. Podobnie jest z nieco senną kołysanka „The Gartan Mother`s Lullaby”. Takim utworem nietrudno ukołysać dziecko, na dodatek ma niezłe walory literackie, wykorzystano w nim bowiem wiersz Seosmha Mac Mathmhaoila, ktorego wielką estymą darzył sam W.B.Yeats.
Cover piosenki Garneta Rogersa „The Three Fishers”, to kolejna perełka płyty. Następująca po niej ballada „Far Over the Forth” zaśpiewana jest a capella, co pokazuje nam dość dobitnie, że Jill ma, niestety, pewną manierę śpiewania, która nieco psuje efekt jej pracy. Mimo to wysłuchanie kilku utworów z tej płyty może stanowić nielada przyjemność, gorzej, jeśli chce się jej słuchać przez dłuższy czas.
Na folkowej płycie nie powinno zabraknąć czegoś do tańca. Muzycy współpracujący z Jill świetnie sobie z tym tematem radzą, a sama śpiewaczka gra też bardzo dobrze na harfie.

Taclem

A Quenlla „Casa que nunca tivemos”

Album hiszpańskiej grupy A Quenlla rozpoczyna się ciekawym wstępem na galicyjskich dudach, oraz opowieścią wprowadzającą nas w klimat płyty.
Później po kolei płyną następne pieśni, melodie i opowieści. A Quenlla to grupa, która z jednej strony tworzy coś zupełnie innego – jest to bowiem płyta ułożona w jedną długą opowieść, z drugiej jednak strony muzyka jest bardzo bliska tradycyjnym brzmieniom, momentami zahacza nawet o folklor.
Na płycie bardzo dużo jest ekspresji, zwłaszcza w chóralnych wokalach. Sprawia to wrażenie, jakby ludowe piosenki śpiewali aktorzy. Ma to swój urok, choć nie każdego musi przekonać taka forma.

Rafał Chojnacki

Belfast Food „Zeleni Album”

Nowa płyta chorwackiej wersji The Pogues przynosi nam trochę zmian. Belfast Food to wciąż kapela, w której brzmieniu usłyszymy sporo folk-rockowej irlandczyzny, jednak większość piosenek, to autorskie kompozycje, w które zgrabnie wpleciono celtyckie motywy.
Gdyby porównywać dzisiejsze brzmienie Belfast Food do starszych albumów, to trzeba powiedzieć o sporym progresie. W takiej formie ich album jest znacznie łatwiejszy do przełknięcia przez osoby nieznające folku, Nie jest to może pop, ale niektóre utwory mogłyby zaistnieć na listach przebojów (Np. „Vjetar i dim” czy lekki swing zmieszany ze ska w „Lagano, lagano”).
Nieco egzotyczny język, w jakim śpiewane są piosenki sprawia, że bacznie nadstawiamy ucha. Wówczas nietrudno zauważyć, że melodie doskonale z tym językiem współgrają.
Gdybym miał wymieniać ulubione utwory z tej płyty to na pierwszy ogień trafiłaby piosenka „Ribarska”, sympatyczny instrumental „…u visokoj travi” i bardzo klimatyczne „Već viđeno” i „Zvjezdana prašina”.

Rafał Chojnacki

Blind Robins „Panorama Valley”

Liderem The Blind Robins i autorem niemal wszystkich piosenek na płycie „Panorama Valley” jest Michael Whyte. Jedyna pożyczona kompozycje, to „Black River” z repertuaru grupy Green On Red. Ta amerykańska formacja, dowodzona przez Dana Stuarta i Chucka Propheta zdobyła spora popularność w Europie, podczas gdy w Stanach jest nieco zapomniana. The Blind Roberts postanowili ich przypomnieć.
Cały album, mimo, że wypełnia go dziesięć kompozycji, trwa niewiele ponad trzydzieści minut. Utwory są więc w większości krótkie, ale ciekawe aranżacje, oparte o stylistykę amerykańskiego folk-rocka, podbarwione country, robią bardzo dobre wrażenie. Sporo tu nawiązań do klasyki spod znaku Johnny`ego Casha, który stał się nawet bohaterem jednej z piosenek („Cash and the Carters”).
Płyta sprawia wrażenie nagranej w pewnym pośpiechu, ale i tak na pewno warto jej posłuchać, zwłaszcza, jeśli lubicie takie country-folkowe klimaty.

Taclem

Acoustics „Children`s Favourites”

Ten album, to przede wszystkim dobry pomysł na płytę. W natłoku różnych produkcji skierowanych do najmłodszych odbiorców pop kultury pojawia się bowiem płyta zawierająca nieźle zaaranżowaną i bardzo dobrze zagraną muzykę folkową dla dzieci.
Obok autorskich kompozycji, które wykonują Simon Mayor i Hilary James, jest tu kilka standardów, które dobrze kojarzą się dzieciom. „Children`s Favourite” to zbiór nagrań z różnych wcześniejszych płyt brytyjskiego duetu.
Są tu piosenki folkowe, taneczne melodie, ale również typowe kawałki dla dzieci, świetne do wspólnej zabawy. Jest nawet żartobliwa piosenka z melodią kan kana i utwór Vivaldiego.
Największym atutem płyty jest to, że wszystkie utwory są nieźle zagrane, a na dodatek brzmią tu prawdziwe instrumenty. Może się jednak okazać, że dla dorosłego słuchacza aż taka porcja (24 piosenki + 5 skeczy) dziecięcego folku jest trochę za duża.

Rafał Chojnacki

Blind Robins „The Origin of the Wasteland”

The Blind Robins to kapela spod znaku alternative country, w jej muzyce słychać elementy charakterystyczne dla muzyki Dzikiego Zachodu, rocka, punka, folk-rocka i popularnego ostatnio, niezbyt precyzyjnie określonego stylu americana.
Autorskie piosenki Michaela Whyte`a świetnie komponują się z coverem piosenki „Campaigner” Neila Younga. Elementy swingu, czy barowego grania również świetnie pasują do stylu, jaki prezentuje grupa. Czasem zagrają też ostrzej, z prawdziwie punkowym pazurkiem. Mimo, że jest na płycie kilka ballad, to trudno się nią znudzić.
Mój ulubiony utwór na płycie, to wesoły „Matthew Hopkins Blues”.

Taclem

Dave Rowe Trio „Rolling Home”

Amerykańska kapela dowodzona przez Dave`a Rowe`a, to przykład niezłego zespołu kultywującego nurt `maritime folk`. Nic w tym dziwnego, jeśli okazuje się, że ojcem Dave`a był Tom Rowe, swego czasu lider formacji Schooner Fare. To właśnie grając z ojcem (w zespołach Rowe by Rowe i Turkey Hollow) Dave zdobywał pierwsze szlify jako folkowiec.
Album nagrany z zespołem brzmi o niebo lepiej, niż solowe płyty Dave`a. Zarówno repertuarowo, jak i wykonawczo jest tu bardzo ciekawie. Nie brakuje standardów, niekiedy bardzo dobrze zrobionych, jak „Bonnie Hidland Laddie”, „We`ll Rant and We`ll Roar” czy „Rolling Home”. Również zestawy instrumentalne brzmią nieźle.
Jak zwykle w takich przypadkach bywa ozdobą albumu są autorskie kompozycje, takie jak „Juggernaut” Dave`a i „Lily” napisana przez jego brata Edwarda.

Taclem

Page 90 of 214

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén