Kategoria: Recenzje (Page 209 of 214)

Skara Brae „Skara Brae”

Album zawiera nagrania z lat 70-tych. Triona Ni Dhomhnaill i jej brat, Michael O Dhomhnaill, opóścili wówczas formację The Bothy Band. Powstał pomysł zespołu wokalnego. Wyłonił się z niego kwartet Skara Brae. Grupa została zasilona przez Mairead Ni Dhomhnaill (wcześniej w grupie Rann na Feirste) z Donegalu i Daithi Sproule z Derry.
Repertuar to w większości tradycyjne piosenki. Wokale w języku gaelickim brzmią tu doskonale. Właściwie nie ma słabych aranżacji – stare pieśni bronią się same.
Jeśli miałbym coś polecić, to przede wszystkim „Cailín Rua” i piękną balladę „Caide Sin Don Té Sin?”.

Taclem

Vera Bila „Queen Of Romany”

Rzadko zdarzają się na polskim rynku płyty prezentujące wykonawców zza naszej południowej granicy. Vera pochodzi z Czech. Nie gra jednak czeskiej muzyki ludowej. Jak wskazuje tytuł „Queen of Romany” zawiera muzykę cygańską, czy też raczej romską.
Sama muzyka podana jest w sosie nieco popowym, zapewne ma to ułatwić odbiór. Artystce towarzyszy zespół rodzinny.
Jak się okazuje płyta jest swego rodzaju składanką z dwóch pierwszych albumów wykonawczyni – „Rom-pop” i „Kale Kalore”. Zapewne popularność w Europie Zachodniej sprawiła że mamy polską reedycję tej płyty.
Dla wielbicieli muzyki Romów.

Taclem

Captain Swing „…and other likely stories!!!!”

Pierwsze skojarzenie miałem z zespołem grającym swing. Tymczasem okazało się, że jest to grupa grająca tradycyjną angielską muzykę folkową. Czasem jednak słuchając odnosi się wrażenie że ten Swing gdzieś tu jest. Niby mamy do czynienie z celidh bandem, ale czuć, że muzykom nieobce nieco nowocześniejsze środki. Stąd np. pojawiające się dość często brzmienia saksofonów i klarnetu, grające melodie na przmian ze skrzypcami, fletem czy concetiną. Czesem nawet tego swingu więcej jest niż celidh. Nieco inaczej, niemal rockowo, brzmi tu też gitara basowa.
Jak się okazuje Kapitan Swing to autentyczna postać z historii Anglii. Działał on w Południowej Anglii i zostałaresztowany za liczne rozboje i grabieże.
Dodam jeszcze, że najciekawszym według mnie utworem jest tu wiązanka walczyków zaczynająca się od „Roger’s Waltz”. Również nieco psychodeliczne klimaty w „Sally And The Stopcock” mogą się podobac. Zwłaszcza jeśli ktoś lubi np. irlandzki Horslips.
Elementy etniczne połączone z odrobiną swingu, a nawet jazzu, to coś, co jest bardzo na czasie, a Captain Swing jest jedną z niewielu kapel, które wykorzystują do tego tradycję angielską.

Taclem

Greenland Whalefishers „Johnny Lee Roth”

Singielek norweskiej grupy Greenland Whalefishers wpadł mi w ręce podczas koncertów zespołu na krakowskim festiwalu Shanties 2003. Od tego czasu wciąż jestem pod wrażeniem niesamowitej energii bijącej z wydawnictw (a zwłaszcza koncertów) tej grupy.

Tytułowy utwór, to piosenka, która znalazła się też na albumie „Loboville”. Dwa pozostałe to materiał niepublikowany. Ciekawy jest zwłaszcza utwór „Just A Perfect Night For Me” napisany przez Arvida i Agnes. Pokazuje nieco inne, choć oczywiście wciąż punk-folkowo-irlandzkie oblicze zespołu.

Taclem

Marcia Guderian Trio „Full Moon”

Marcia Guderian to sympatyczna amerykańska wokalistka folkowa. Oprócz śpiewu gra też na gitarze. W zespole towarzyszą jej: basista John Flancher i perkusista Gil Barbee. Ten bardzo prosty skład uzupełniają na szczęście liczni goście.
Płyta jest dość długa i niestety nie jest to atut. Zwłaszcza że już na początek dostajemy nie najlepszy utworek, zatytułowany „Hologram”. Zarówno on, jak i „Ride Johnny Ride”, „” i „Selling Silence” bardziej nadawałyby się na składankę z muzyką z lat 60-tych niż na współczesny album. Poza tym nie są to za dobre utwory.
Sporo tu klimatów pokrewnych z country-rockiem, na dodatek też niezbyt przebojowych.
Należy jednak przyznać, że kilka piosenek brzmi tu dość dobrze, wśród nich choćby „Looking in a Mirror” i „No One to Talk to”. Całkiem niźle wypadają poetyckie ballady „Leaves are Spiraling Down” i „Full Moon”.
Płyta w całości niezbyt strawna, ale niektóre piosenki warto przesłuchać.

Taclem

Rozaroun „Malasevska”

Porcja doskonałej muzyki bretońskiej. Myślę, że Rozaroun to doskonała pozycja dla wszystkich, którzy narzekają, że nasz rodzimy Bal Kuzest nie nagrał jeszcze żadnej płyty.
Część utworów jest zaaranżaowana jakby specjalnie na fest-noz, bretońskie potańcówki. Łatwo sobie wyobrazić pląsające w tych rytmach korowody.
Inne melodie mają troszkę bardziej skomplikowaną strukturę. Pewnie da sie je tańczyć, ale dla mnie to bardziej melodie do słuchania. Tak jest z „Bourree”, „Dans Leon”, czy „Melodie”
Calość uzupełnia jeszcze doskonale wpisana w bretońską tradycję pieśń. „Las Filles De Questembert” brzmi jak trochę bardziej noweoczesne Tri Yann. Porównanie to tej uznanej grupy nie ma na celu pokazania jakichś negatywnych cech. Rozaroun nie kopiują, mieszczą się po prostu w pewnej stylistyce, ktrórą na swoje potrzeby modyfikują.
Rozaroun to grupa z naprawdę ciekawym brzmieniem. Niekiedy dość tajemniczym, innym razem szaleńczo wesołym. Ciekawie brzmi tu sekcja rytmiczna, głównie akustyczna (instrumenty perkusyjne etnicze), ale też wsparta czasem sucho brzmiącym hit-hatem.
Można by powiedzieć, że ich muzyka jest jak pory roku w Bretanii.

Taclem

Różni Wykonawcy „Echa Celtyckie 2”

Druga część składanki „Echa Celtyckie” to kontynuacja tego co pojawiło się na części pierwszej. Kontynuacja i rozwój, bo poprzednia płyta sprawdziła się, więc można było pójść krok dalej. Szkoda tylko że zabrakło warszawskiej grupy Dudy Juliana, znanej z pierwszej składanki. W zamian jednak otrzymaliśmy instrumentalne utwory grane przez Mirosława Kozaka (znanego z Open Folk) wraz z zaprzyjaźnionymi muzykami. Na pierwszej składance grał on tylko jeden utwór – tu aż cztery: „Jigs: Chicago/Eavesdropper”, „Reels: Coole`s/My Old Car/The Ships Are Sailing”, „Morning Rain/Whiskey Before Breakfast” i „Haste To The Wedding”. W nagraniach wspierają go Janusz Tytman na mandolinie i Anna Trauman na bodhranie. Podstawą pozostaje jednak gitara Kozaka. Podejrzewam że wielu gitarzystów pozazdrości mu kunsztu słuchając tych nagrań.
Utwory brzmią dzięki temu dość zróżnicowanie, może nie tak, jak zagrałyby to Dudy Juliana, ale ciekawie i w porównaniu z utworem z pierwszych „Ech Celtyckich” widać że tu też nastąpiło rozbudowanie formy.
Trochę inaczej brzmi tu też zespół The Irish Connection. Przede wszystkim pojawia się nieco więcej brzmień instrumentów klawiszowych. Kosmiczne brzmienia w „High Germany” mogą niejednego zdziwić. Świetnie sprawuje się tam natomiast darabuka i gitarowa solóweczka nieco w klimatach soundtracków z westernów Sergio Leone. Tradycyjna piosenka „The Blacksmith” zaśpiewana w całości przez Justynę Kosmulską, to z kolei brzmienia, do jakich zaspół przyzwyczaił swoich słuchaczy na koncertach. Co prawda zespół wspiera tu Małgorzata Waśniewska na flecie, ale brzmi to bardzo dyskretnie.
Szkocki przebój folkowy „Mairi`s Wedding” w wersji The Irish Connection rozrusza pewnie niejedną imprezę. To klasyka pubowego grania i patrząc pod tym kątem można stwierdzić, że doskonale udało się grupie oddać klimat tej piosenki. Nieco inaczej jest w „Rattlin Roarin Willie”, które z kolei zaaranżowano folk-rockowo. Pojawiają się też w tle jakieś klawiszowe elementy, no i przede wszystkim śpiew Czarka Waśniewskiego przeplatają naprawę świetnie zaaranżowane skrzypki.
Ostatni utwór The Irish Connection to „Inisheer”, w którym grupa sięga po tzw. klimat. We wstępie dominują instrumenty klawiszowe. Potem pojawia się flet i gitara. Klimat pozostaje, ale robi się znacznie bardziej folkowy. Myślę że na przyszłość w muzyce grupy mogłoby się przydać więcej fletu grającego razem lub na przemian ze skrzypcami. Kto wie, może na „Echach Celtyckich 3” ?
Podobnie jak w przypadku pozostałych wykonawców, tak i piosenki śpiewane przez Ulę Kapałę również nieco różnią się od tych z poprzedniej płyty. Są przede wszystkim bardziej urozmaicone rytmicznie, poza tym gościnnie gra z nią wielu instrumentalistów. Dzięki temu w „Do You Love An Apple” i „Paddy`s Green Shamrock Shore” usłyszeć możemy akordeon, na którym gra Bernardetta Czekaj. W tym drugim utworze, jak również w „She Moved Through The Fair” Paweł Grodzki wspiera grupę brzmieniem australijskiego didgeridoo. Może brzmi to nieco egzotycznie, ale na pewno ciekawie.
Ze wspomnianych utworów Uli właściwie wszyskie zasługuja na uwagę. „Paddy`s Green Shamrock Shore”, to piosenka której należałaby się nieco większa popularność, mam nadzieję że ta wersja się do tego przyczyni. Z kolei „She Moved Through The Fair” znana jest choćby dzięki temu że wykonywała ją Sinead O`Connor.
Piosenkę „Tippin It Up To Nancy”, połączoną z utworem „Full Rigged Ship” wolę zdecydowanie w wersji koncertowej, gdzie Ulę wokalnie wspiera Andrzej Krupski, bodhranista zespołu. Nie znaczy to bynajmniej że ta wersja jest gorsza, po prostu czegoś mi w niej brakowało.
W piosence „Cold Blow And Rainy Night” pojawiają się kolejni goście – Maciej Cierliński (lira korbowa) i Michał Juszkiewicz (gitara akustyczna), obaj znani m.in. z zespołu Stara Lipa. Maciek gra jeszcze w „She Moved Through The Fair”, gdzie lira korbowa gra partie brzmiące niemal jak irlandzkie dudy. Dud też nie brakuje, w „As I Roved Out” Tomasz Hałuszkiewicz gra właśnie na uillean pipes. Ten utwór to też niesamowity wokalny feeling. Oszczędny akompaniament gitary, mandolinka i grające na zakończenie irlandzkie dudy to wszystko co potrzebne było w tym utworze. Doskonały, a jednocześnie bardzo oszczędny aranż. Dla mnie piosenki Uli to najjaśniejszy punkt tej składanki.
Płyta ukazała się w serii „Czas na relaks”, poprzednia zaś należała do cylu „Muzyczne podróże”. Troche to dziwne, że takie nagrania trafiają do takich serii, jednak dobrze że wogóle się ukazują.
„Echa Celtyckie” to nie tylko dwie dobre płyty. To również cykl koncertów, który funkcjonuje w warszawskich klubach. Na koncertach tych pojawiają się zespoły grające na płytach, niekiedy też zaproszeni goście. Gospodarzem większości z tych koncertów jest grupa The Irish Connection. Na koncertach można posłuchać jak te utwory brzmią na żywo. Niekiedy różnice są znaczne, innym zaś razem niewielkie. Na pewno uczestnictwo w takim koncercie to ciekawe doświadczenie, świetnie uzupełniające odbiór płyt.

Taclem

Claire Mann „Claire Mann”

Rewelacyjna płyta irlandzkiej flecistki współpracującej między innymi ze szkockim zespołem Tabache.
Solowe płyta Claire zawiera w sobie wszystko to, co w irlandzkiej i szkockiej muzyce najlepsze – żywiołowe tańce, piosenki i trochę melancholii.
Artystka, która dotychczas kojarzona była głównie z grą na flecie (wygrała mistrzostwa gry na tym instrumencie organizowane w Irlandii) i czasem na skrzypcach, zaczęła tu również śpiewać i to na dodatek bardzo ładnie, udowadnia tym samym że ma bardzo dojrzały głos.
Claire towarzyszą też muzycy najwyższej klasy, jak choćby grający na concertinie Simon Thoumire, czy Aaron Jones na bouzouki.

Adam Grot

Dan Ar Braz et l’Heritage des Celtes „Finisterres”

Projekt „Heritage des Celtes” Dana ar Braza był swego rodzaju folkową sensacja. Ar Braz to gitarzysta znany ze współpracy z bretońskimi tytanami musyki folkowej, takimi jak Alan Stivell, czy Gilles Servat. Równiez na Wyspach Brytyjskich dał o sobie znać, grając miedzy innymi na płycie June Tabor, oraz występując przez krótki czas z Farport Convention.
Na „Finisterres” dołączyli do niego znakomici muzycy, znani głównie w świecie muzyki folkowej, choć nie tylko. Pojawili się tam m.in.: Gilles Servat, Donal Lunny, Carlos Nunez, Karen Matheson, Nollaig Casey, Liam O’Flynn, Donald Shaw, Eoghan O’Neill, Sharon Shannon, Máire Ní Chathasaigh, Robbie Casserly i Mairtin O’Connor. Nazwano tą muzykę „gitarową muzyką bretońską”, jako że partie Ar Braza są w niej znaczącym elementem. Słychać jednak że korzenie muzyki bretońskiej tkwią znacznie głębiej w muzyce średniwiecznej. Jest różna od muzyki celtyckiej jaką gra się na Wyspach, choć mozna się doszukać wspólnych pierwiastków z muzyką walijską.
Pojawiła się opinia, że gdyby Ar Braz był Irlandczykiem, zrobiłby oszałamiającą karierę w muzyce folkowej, a tak niestety pozostaje nieco na marginesie światowych rankingów. Może dlatego płyta byłą taką sensacją.
Najbardziej polecam piękne „Se Mo Gradh Na Gamhna Geala” zaśpiewane przez Karen Matheson z Capercaillie.

Adam Grot

Grzmiąca Półlitrówa „Debe-100-F StereoPol”

Fajne piosenki, fatalna jakość. Mamy dzięki temu niezbyt profesjonalną kasetę koncertową, którą da się przesłuchać, ale głównie z sentymentu, lub w celach poznawczych. Bo dla przyjemności słuchać się tego nie da. Faktem jest, że lepsze takie nagrania, niż żadne, zbyt wiele grup odeszło bez zostawienia po sobie choćby takiego sladu.
Dobrze bronią się piosneki. Kilka coverów (w tym choćby słynne „Cztery Piwka” Porębskiego, czy „Stanica” Grotowskiego), sporo własnego materiału to świetny zestaw największych koncertowych przebojów, szkoda tylko… ale o tym już było.
Grzmiąca Półlitrówa to kapela z pogranicza folku (utwory takie jak choćby „Chodzi mi po głowie”, „Piwa Day”, czy „Gospoda Pod Kogutem”) i country (tu: „Barman” i „Country”), która wyrosła na rodzimej scenie piosenki turystycznej. Tłumaczy to dość „odlotową” nazwę zespołu. Bardzo fajnie wychodzą koncerty tego zespołu, co dane było mi kilkakrotnie oglądać, a niniejsz kaseta nijak tego nie pokazuje.
Chowam kasetę głęboko i czekam na nagrania studyjne, lub po prostu coś lepszej jakości.


Taclem

Page 209 of 214

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén