Kategoria: Recenzje (Page 169 of 214)

Pubside Down „Keen on Green”

Pubside Down to szwajcarska reprezentacja w Mistrzostwach Świata w celtyckim folk-rocku. Podejrzewam, że większośc krajów na świecie mogłoby w takich Mistrzostwach wystawić swoje reprezentacje. Pubside Down byliby w Szwajcarii największymi rywalami grup Beyond The Fields i Red Shamrock.
Atutem kapeli są ich własne kompozycje, przyjrzyjmy się kilku z nich.
„I Can`t Dance When I`m Drunk” kojarzyć może się z troszke lżejszymi utworami świetnej folk-rockowej formacji z Niemiec. Mówie to o grupie Fiddler`s Green.
Piękna ballada „Why” moglaby stać się przebojem w wykonaniu Fairport Convention, ale napisał ją Stefan Marti, gitarzysta i wokalista Pubside Down.
Instrumentalne motywy, takie, jak „Rockin` Landlady” brzmią lekko ciężkawo, dzięki konkretnym, rockowym dźwiękom sekcji rytmicznej. Zespół lubi zabawę z cytatami, dlateg wplata między swoje utwory zarówno tradycyjne celtyckie tańce, jak i krótkie fragmenty utworow z muzyki popularnej. Fajnie wyłapuje się takie rzeczy w ich piosenkach.
„Toss `em Again” oparty przede wszystkim na utworze „Toss The Feathers” pokazuje jak powinno wygladac granie tego kawałka na rockow, w odróżnieniu od (i tu się narażę) np. The Corrs.
Tytuł utworu „Red Hot Irish Stew” może się kojarzyć z pewną rockową kapelą, prawda ? Trochę w tym słuszności, partie gitary z pierwszej części powstały na bazie piosenki „Friends” grupy Red Hot Chilli Peppers. Utwór w szybszej części charakteryzują połamane rytmy.
Instumentalny utwór „Unreal”, to melodia autorstwa Amy Cann, wiec w wykonaniu Pubside`ów jest coverem. Jak twierdzą nie potrafią póki co zagrać ciężej. Dla mnie to odkrycie, nu folkowy kawałek bez elektrycznych gitar. Rewelacja.
Ostatni utwór, to prosta, ale bardzo ładna melodia zatytułowana „Mary”.
Dla mnie Pubside Down są sporym zaskoczeniem. Grają co prawda nieco wedlug „szkoły niemieckiej”, ale czuć w ich muzyce sporo luzu i przede wszystkim miłość do tego co robią.

Taclem

Tołhaje „A w niedzielę rano”

Przyznam, że po płytę „A w niedzielę rano” sięgnąłem, dopiero kiey została ona Folkowym Fonogramem Roku 2002. No i muszę przyznać, że żałuję iż stało sięto tak późno. Płyta zawiera zręczne połączenie falku, jazzu i rocka. Odwołania etniczne dotyczą przede wszystkim terenów Lubelszczyzny i Bieszczad, ze szczególnym uwzględnieniem muzyki Bojków i Łemków.

Zaskoczył mnie spokój z jakim płyta się zaczyna. Ponad dwuminutowe „Intro” to fajny kawałek etniczno-jazzowej improwizacji. Utwór ten przechodzi w skoczne folkrockowe „Stuposiany”. Zaznaczyć trzeba że ta rockowa strona zespołu jest bardzo lekka, nie znajdziemy tu ciężkich brzmień. Na muzykę Tołhajów wpływa to dobrze, zachowuje ona specyficzny, niekiedy dość oniryczny charakter.

Sporo uwagi przyciągają wokale, przede wszystkim głos Marysi Jurczyszyn. Bardzo ciekawym przykładem może tu być piosenka „Hejże chłopcy”, gdzie wokalom towarzyszą jazzowe frazy. Jednak dobiero mistycznie brzmiący utwór „Carivna” pozwala nam w pełni zasmakować piękna tego białego śpiewu.

„U Stefana” to z kolei melodia opisana funkującymi rytmami. Kiedy przyspiesza mamy do czynienia niemal z folkową dyskoteką. Słychać jednak że cały czas poziom tej kompozycji jest bardzo wysoki. Z resztą zarówno „U Stefana, jak i „Polka na 7” przypominają raczej tematy filmowe, niż utwory folkowe. Podobnie jest z dość odważnymi aranżacjami utworów „Powiedzże mi” i „Remix”. Ten ostatni z resztą, jak sama nazwa wskazuje, zawiera muzykę przetworzoną elektronicznie. Efekt jest bardzo ciekawy, mamy tu dość nowoczesne brzmienie, ale jednocześnie bez zbędnego epatowania elektroniką.

Z utworami tymi kontrastują spokojniejsze piosenki, jak „Oj Wasylu”, „Prełuki”, „Kołysanka”, czy instrumentalne „Outro”.

Kompozycje są w większości długie i rozbudowane, jednak dość różnorodne. Dzięki temu każdy powinien łatwo odnaleźć to jakies podobające mu się dźwięki.

Taclem

Banalita „… the Hero of „Your” Day”

Płyta którą mam przed sobą to demo z 2003 roku wzbogacone o 3 utwory. Banalita to czeska kapela folk-rockowa, romansująca z country i poezją śpiewaną.
Pierwsze pięć utworów, to wspomniane demo. Bardzo ciekawe utwory, śpiewane przez uroczą wokalistkę imieniem Dana i jej kolegę imieniem Vlada.
W „Dneskem je to skonceny” skrzypce i harmonijka ustna w połączeniu z rockową sekcją rytmiczną dają naprawdę fajny efekt.
„Okno do pokoje” to wspomniany romans z poezją śpiewaną. Tym razem śpiewa głownie Vlada.
Mandolinka w „Akvarium” nadaje takiego wesołego charakteru. Z resztą piosenka w ogóle jest dość zabawna.
Rockowa ballada „Andele” to całkiem zgrabna kompozycja, która kojarzyć się może z nieco mocniejszymi utworami naszego Cotton Cat. Może wokale brzmią nieco inaczej, ale stylistyka podobna.
Piosenka „Loutky” zaczyna się od gitary i fletu. To też taki poetycki klimat, bardzo ładny i nastrojowy, gdzieś tak w połowie przeradza się jednak w skrzypcowo-gitarową jazdę.
Pozostałe trzy utwory, to nagrania z klubu „Kocour” w Pradze. Wśród nich wyróżnia się „Paint it Black” – ufolkowiony cover grupy The Rolling Stones. Oczywiście z autorskim tekstem Czechów. Skrzypce mogły by brzmieć tu nieco lepiej, no ale cóż, to tylko bonusy do dema. Z tego co mi wiadomo na koncertach oprócz autorskich utworów Banalita gra jeszcze kilka innych coverów, m.in. Nicka Cave`a, Tomma Petty i Bruce`a Dickinsona.
Warto więc posłuchać naszych południowych sąsiadów jeśli nadąży się okazja, by przekonać się samemu, jak im idzie.

Rafał Chojnacki

Swoją Droga „Art.pl”

Pierwszym znanym zespołem który tytułem swojej płyty reklamował własną witrynę w Internecie była grupa Jethro Tull. W przypadku zespołu Swoją Drogą nazwa ta jest co najmniej dwuznaczna, bo art.pl to nie tylko domena zespołu w Sieci. Można to też interpretować jako sztukę polską, a tą bez wątpienia uprawia zespół.
Właściwie grupę Swoją Drogą można niekiedy określić jako zespół folk-rockowy, ale są tu też elementy jazzu. Bardzo wiele dobrego można powiedzieć o sekcji rytmicznej która gra z niesamowitym wyczuciem, akcentując jedynie to co powinno być zaakcentowane.
Są takie momenty, kiedy brzmienie grupy kojarzy mi się z tym co z polską muzyką robiła grupa Maidens („Kalina malina co tak pocerzniała”) innym razem zaś elementy progresywno-folk-rockowe kojarzyć się mogą z nagraniami Szeli („U jeziorecka”). Większość nagrań to jednak styl charakterystyczny dla Swoją Droga.
Bardzo ciekawie brzmi w zespole klarnet. Również wokalizy są niesamowite, niekiedy niemal w klimacie Dead Can Dance. Doskonały wstęp na gitarze elektrycznej (spokojnie – nie przesterowanej) do utworu „Zielona łąka olsyna” a później wejście wokalu czynią z tej piosenki folkowy przebój na miarę utworów Hedningarny.
Można napisać o tym że niektóre piosenki brzmią lepiej, a inne gorzej, ale na debiutanckiej płycie Swoją Drogą nie ma słabych utworów. Dlatego warto polecić ją każdemu, bez względu na to czy lubi muzykę polską, czy celtycką, czy jeszcze jakąkolwiek inną. Mimo że źródło inspiracji zespołu tkwi na Mazowszu, na Kurpiach i na Lubelszczyźnie, to znajdą tu coś dla siebie zarówno miłośnicy klimatów bretońskich, bałkańskich, czy choćby brzmień podobnych do grupy Clannad.

Taclem

Assia Akhat „Homo Novus”

Przyznam, że początkowo wizerunek pięknej skrzypaczki z okładki płyty nie działał na mnie zbyt zachęcająco. Obawiałem się muzyki w stylu duetu Julita i Paula.
Tymczasem płyta jest naprawdę solidna pozycją z gatunku world music. Sporo tu elektroniki, ale daleko jej do dyskotekowej sieczki. Pod tym względem płyta kojarzyć się może raczej z dokananiami Adiemusa czy Deep Forest. Zwlaszcza ten drugi trop wydaje się być trafny, gdyż wciąż pamiętam płytę wydaną pod nazwą Dao Dezi, nagraną przez twórców Deep Forest z muzykami bretońskimi.
Elementem który zachęcił mnie w końcu do zapoznania się z tym albumem był udział w tych nagraniach grupy Drevo. Ogólnie płyta pachnie wschodem. Wszystkie utwory, poza „Dobry biały człowiek” w bliższy lub dalszy sposób przywodzš na myśl motywy ukraińskie, białoruskie bądź rosyjskie.
Wspomniany kawałek zaś zawiera sample z płyty „Exotic Voices of Black Afica”. Elektoniczny aranż przywodzi w tym momencie na myśl właśnie Deep Forest, lub grupę Enigma.
Do ciekawostek zaliczyć można utwory „Miała baba koguta”, oraz „Żart”, czyli aranżacje jednego z utworów J.S. Bacha. Na zakończenie mamy ukłon w kierunku sponsora płyty – firmy Zepter. Płyta warta posłuchania, o ile oczywiście nie razi nas elektronika.
Z notki biograficznej na temat artystki możemy się dowiedzieć że urodziła się w Kijowie i jest… prawnuczką Henryka Sienkiewicza.

Rafał Chojnacki

Jak Wolność To Wolność „Whitestock Sessions E.P.”

Rzadko zdarza się że pojawiają się tu E.P.-ki. Zwłaszcza że u nas folkowe E.P.-ki praktycznie się nie ukazują.
Płytkę „Whitestock Sessions” uznałem już za miraż. Początkowo była zapowiadana, miał ją nawet w swoich zapowiedziach jeden z polskich sklepów internetowych. Niestety płyta się tam nie pokazała, a i ja nie dociekałem czy wyszła. W rezultacie ukazała się druga płyta zespołu i zapomniałem już o owych zapowiedziach.
Tymczasem przebywając gościnnie w Olsztynie udało mi się odwiedzić jeden z tamtejszych sklepów muzycznych. Tam właśnie znalazłem „Whitestock Sessions”, na dodatek płyta leżała sobie na samym wierzchu ! Innych płyt folkowych w sklepie nie doświadczyłem.
Jak sam tytuł wskazuje nagrań dokonano w Białymstoku. Dokładniej w białostockim radio. Pierwszy utworek – „Na grodziskich łąkach” – autorstwa Antoniego Kani (znanego z kapeli Syrbacy) pokazuje nam najbardziej folkowe oblicze kapeli. Jednocześnie mamy tu punkową dynamikę, czyli to, do czego przyzwyczaił nas zespół na pierwszej płycie. Dość nieskomplikowana, acz genialna aranżacja sprawia, że aż nogi rwą się do pląsów. „Nie bój się niczego” to zapowiedź tego co znalazło się później na drugiej płycie. Autorski, nieco zakręcony, utwór Małgorzaty Sobczyk w wersji białostockiej jest jednak jakby nieco spokojniejszy, za to mamy w nim fajny chórek w stylu „umpapa” i generalnie ciekawe zakończenie.
Płytę kończy tradycyjny motyw „Kiedym pasła bydło”. Wstęp przywodzi mi na myśl nieco „Żółtą łódź podwodną”… ale to chyba tylko moje wyobrażenie. Tą samą melodię, choć bodaj w innej wersji tekstowej podawał kiedyś na koncertach zespół The Bumpers. Studyjna wersja Wolnościowców zawiera pewien studyjny bajerek, ale gdybym miał oceniać która wersja lepsza – miałbym problemy.
Materiał przede wszystkim bardzo krótki. Jednak doskonale wypełnia drobną lukę w dyskografii zespołu, która pojawiłą się pomiędzy pierwszym a drugim albumem. Pamiętam że „Honorowi Dawcy Krwi” nieci mnie zaskoczyli. Gdybym znał tą E.P.-kę wszystko byłoby jasne.


Taclem

Perły i Łotry „Perły w Sieci”

Perły i Łotry to zespół któy powstał w wyniku perturbacji prawnych związanych z nazwą Perły i Łotry Szanghaju. Nagranie płyty udowadnia że chłopaki nie mają zamiaru złożyć broni. I bardzo dobrze, gdyż płyta jest bardzo udana.
W starych Perłach zawsze najbardziej ceniłem opracowania szant bretońskich. I tu ich nie braknie. Na dodatek tematy opracowano dość ciekawie, niektore poprzerabiano. „Serafina” zawiera nawiązanie do utworu Filipinek z lat 60-tych – „Walentyna Twist”. Mniej wesołe, ale również bardzo pomysłowe jest napisanie do melodii francuskiej szanty słów o polskiej szkole żeglarzy – słynnym „Lwowie”. Również historyjka z „Antoine” nawiązuje do polskich klimatów, co wyjaśnia notka na marginesie.
Nieco gorzej jest z angielskimi szantami. Ani „Hundred Years Ago”, ani „Roll the Cotton Down” nie porażają ani aranżacjami, ani… językiem angielskim. Powoływanie się w drugim przypadku na Pidgin jeszcze jakiś rozgrzesza zespół.
Całkowicie rehabilitują się przy okazji polsko-angielskiego „Seamen’s Hymn”, choćby dlatego że to piękna pieśń.
Na płycie pojawia się coś co można nazwać coverem Czterech Refów. „Ławice”, czyli „Shouls of Herring”, to w prawdzie piosenka Ewana MacColla, ale wersja tu przedstawiona opiera się na tej prezentowanej przez Refy. Muszę przeyznać że że Perły poradziły sobie z tym kawalkiem rewelacyjnie.
„Ciągnij na raz!” udowadnia że najlepiej czują się w repertuarze bretońskim po polsku. Wielogłosowe chórki świetnie pasuja do tych melodii. Sporą część z nich znam w wersjach oryginalnych i przyznam że tym bretońskim przydałoby się takie bogactwo brzmienia.
Ciekawego zabiegu Michał Gramatyka dokonał z tekstem „Grand Banks”. Z wyjaśnienia we wkładce do płyty wynika, że oryginał jest autorstwa Amosa Hansona, powstał w 1932 roku, zaś tekst polskiej wersji inspirowany jest scenami z filmu „Gniew Oceanu”, który gościł niedawno na ekranach kin.
Przypisy na tej płycie to dość ważna rzecz. Pozwalają na się zorientować, że „Paul Jones” to zlepek dwóch piosenek z cytatem z trzeciej. Kolejny raz Perły ubrały całość we własny tekst, spajając holenderskie opowieści o szkockim korsarzu w jedną historię.
Klasyczny „Yarmouth Town” doczekał się na tej płycie kolejnej wersji. Dotąd najbardziej znane wykonania amerykańskich folkowców, takich jak Pete Seeger, czy The Limiters nie inspirowały naszych folkowców, choć kiedyś słyszłem tą pieśń na ktoymś z żeglarskich festiwali z innym polskim tekstem.
Piękna ballada „Mgła” to najbardziej klimatyczny utwór na płycie. Szkoda że nie podano tytułu oryginalnej irlandzkiej wersji.
„Sardynki” to ponoć piosenka która powstala na podstawie „mouth music”. Jakoś niezbyt mnie przekonuje taka wersja.
Któż nie zna „Nancy Whisky”. Wersja Pereł ukazała się już wcześniej na kasecie, teraz zespół postanowił przypomnieć ją w nowej wersji.
Płyte kończy kołysanka „Śpij spokojnie”. Jest to utwór napisany dla małej córeczki jednego z członków zespołu. Co ciekawe napisano go w konwencji gospel, zaś melodie zaczerpnięto z dorobku… gwiazdy country Dolly Parton.
Gdyby tak wygladała średnia produkcji pojawiających się na scenie szantowej, znacznie lepiej odbieranoby zespoły z tego kręgu. Niestety Perły i Łotry to jeden z niewielu zespołów na tej licznej porzecież scenie, który potrafi nagrać tak interesujący materiał.


Taclem

Trebunie Tutki „Baciarujciez Chłopcy”

W jednym momencie pojawiły nam się na rynku dwie pozycje Trebuni Tutków. Pierwsza to „Zagrojcie dudzicki”, druga natomiast to omawiana właśnie płyta „Baciarujciez Chłopcy”. Założeniem. które przyświecało zespołowi w czasie nagrywania płyty bylo pokazanie różnorodności muzyki góralskiej. Są tu utwory które pochodzą z kiku regionów naszych gór, i choć zagrano je w charakterystyczny dla Trebuni Tutków żywiołowy sposób, to można usłyszeć różnice zarówno w rytmice, jak i w klimacie tych ludowych kompozycji.
Płytę zaczyna piosenka „Kieby nas tu Bylo” i wplecione w nią „Polki weselne”. Ten radosny utworek pojawiał znany jest również z opracowania folkrockowej Kapeli (jako „Takich chłopców 7”). Tu mamy wersję tradycyjną. „Śpiewki baciarskie” to w pewnym sensie utwór tytułowy, gdyż z niego zaczerpnięto zwrot „baciarujciez chłopcy”. Śpiewki wykonane jedynie z towarzyszeniem piszczałki brzmią bardzo autentycznie, mimo studyjnego nagrania ma się wrażenie że głos niesie się po halach. Melodia piosenki „Sabałowa Stara” przynosi echa popularnego „zbójnickiego”.
Krótki utworek „Sabałowa Czorsztyńska”, oraz kolejny „Drobna Jurgowska” utrzymane są w podobnym klimacie, dość szybkie, skoczne i taneczne. Nie mniej skoczna, choć troszke wolniejsza jest „Drobna Orawska”. Tekst, który wpleciono w „Melodie Pienińskie” zna chyba większość sympatykow zarówno folka, jak i rocka – „Wysedl jo se lacke kosic / Słonko świeciło (…)”. Ta wersja poza fragmentem tekstu nie ma jednak nic wspólnego z utworem De Press.
Później na płycie robi się jeszcze bardziej tanecznie. Mamy tam trzy poleczki: „Polke staroświecką”, „Polkę dziadowską” i „Polki strykowe”. Umiejscowienie ich w jednym miejscu płyty jest nieco monotonne, ale to już raczej kwestia edytorska. Muzyka góralska urzeka nie tylko prostotą, o jakiej zazwyczaj mówią recenzenci pism muzycznych. W piosenkach, takich jak „Zaśpiewoj słowiku”, czy „Choć jo se nie ładno” dzieje się w warstwie muzycznej znacznie więcej niż w niektórych kompozycjach muzyki pop.
Mamy tu też przykłady „zgóralszczania” muzyki z innych regionów Polski. Ostatnia piosenka to „Hoja Hoja Koło Goja”, po niej następują dwie melodie cygańskie, kolejny przykład zapożyczeń muzycznych. Tym razem z muzyki węgierskiej. Pobrzmiewają w niej echa czardasza, tak zdawałoby się odległe od naszych góralskich melodii. W wykonaniu Trebuni Tutków nabierają jednak podhalańskiego charakteru. Mimo iż płytę nagrano w 1993 roku (wówczas ukazała się tylko w wersji kasetowej) jej dzisiejsza reedycja nie traci nic ze swojej ekspresji. Również jakość nagrań nie pozostawia wiele do życzenia.

Rafał Chojnacki

Dédale „Face cachée”

Współczesna muzyka bretońska autorstwa członków grupy Dédale zawiera w sobie zarówno elementy tradycyjne, jak i zupełnie nowoczesne. Pełno tu stonowanych melodii, pięknych partii fletów i akordeonu. Nie brakuje też klarnetów, zwłaszcza w bardziej jazzowych frazach, które zdarzają się bardzo często.
Czasami można odnieść wrażenie że mamy do czynienia z muzyką do jakiegoś magicznego filmu. Świetnym uzupełnieniem są tu piosenki śpiewane przez Isabelle Pignol.
Sympatycy bardziej tradycyjnych brzmień znają tu dla siebie też coś do tańca, jak choćby świetny „Zaz plinn”.
Za najlepszy na płycie utwór uznałem jedyny kawałek z angielskim tytułem „How are you leone pipe?”. Odróżnia on się od pozostałych, ale to dzięki nim jest taki wyrazisty.

Taclem

Flash Girls „Maurice And I”

Niesamowicie fajne brzmienie posiadają te Flash Girls. Emma Bull i the Fabolous Lorraine (tak bowiem podpisują się członkinie duetu The Flash Girls”) nawiązują do najlepszych tradencji wokalnych w muzyce celtyckiej. Jest to punkt tylko wyjścia, gdyż sama muzyka zatacza szersze kręgi. Towarzyszą im zaproszeni muzycy, dzięki czemu materiał brzmi bardzo ciekawie.
Przyznam szczerze że ta płyta ujęła mnie już od pierwszych dźwięków. Z niewielkimi wyjątkami jest to tzw. „contemporary folk”, czyli współczena muzyka, stylizowana na tradycyjne brzmienie. Nie świadczy to jednak źle o grupie, wręcz przeciwnie, zwłaszcza że za część kompozycji odpowiadają członkinie grupy i ich przyjaciele. Jeśli zaś chodzi o tradycyjne kompozycje, to zaskoczyć może wykonanie „Star of The County Down”, ciekawie zaaranżowane, świetnie zagrane i zaśpiewane. Aż dziw bierze, że z tego ogranego utworu można jeszcze coś ciekawego wycisnąć.
Wiele z opowieści zawartych w piosenkach, to dość ponure historie, jak choćby „A Girl Needs A Knife” i „Banshee”. Są też piosenki dziwne, jak „Yeti”, graniczące z kabaretowym klimatem. Innym razem brzmią one dość nowocześnie – „Me & Dorothy Parker”, to taka piosenka – reportaż.
Ciekawostką może być wykorzystanie tu wierszy i piosenek znanego (także u nas) pisarza Neila Gaimana, autora świetnych opowiadań powieści, scenariuszy komiksowych i – jak sie okazuje – piosenek.
Świetna folkowa płyta, teoretycznie w celtyckim klimacie, ale nie do końca. Warto posłuchać.

Taclem

Page 169 of 214

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén