Kategoria: Recenzje (Page 148 of 214)

Felpeyu „Live Overseas”

Koncert asturyjskiej grupy Felpeyu na festiwalu w Dowspudzie w 2004 roku to genialna porcja muzyki wciąż jeszcze mało u nas znanej, a szalenie ciekawej.
Asturyjscy Celtowie prezentują nam koncertową płytę z muzyką, która jest charakterystyczna dla ich regionu. Są tu więc świetne utwory taneczne i piosenki, a wszystko to ciekawie i dość współcześnie zaaranżowane. Akordeon, skrzypce, czy asturyjskie dudy gaita spotykają się tu z irlandzkim bouzouki i bodhranem. Cała mieszanka jest bardzo energetyczna, można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że Felpeyu, to hiszpańska odpowiedź na popularność takich grup, jak Lunasa, czy Solas.
Plytę rozpoczynają asturyjskie „Muneres”, ale na plycie nie brakuje też np. bardzo fajnego, stonowanego marsza („Marcha D`Antón”).
Wokalista Felpeyu, o wdzięcznym imieniu Igor, raz po raz raczy nas fajnymi piosenkami. Właściwie wszystkie są naprawdę dobre, zwłaszcza, że ciekawie je zaaranżowano. Czasem wspomaga go, a nawet wyręcza gitarzysta Carlos Redondo. Wykonywane przez niego piosenki brzmią nieco inaczej. Bliżej im do słonecznego śródziemnomorskiego klimatu, niż do brzmień z Asturii.
Felpeyu zapowiedzieli, że będą jeszcze chcieli do nas przyjechać. Jeśli będziecie mieli okazję ich zobaczyć – nie przegapcie tego.

Rafał Chojnacki

Inner Strenght „Driven”

Mini album holenderskiej grupy Inner Strenght, to tylko trzy utwory. Jednak te trzy utwory mówią wiele o możliwościach i pomysłach tego zespołu.
Pierwszy z motywów na tej płycie, to „Expectations II”. Utwór ten zaczyna się od skrzypcowej melodii, do której dochodzi rytmika rodem z reggae, wzbogacona brzmieniem didjeridoo, oraz część wokalna, ciekawie zaaranżowana na kobiece wokale. Piosenka jest dość szybka i energiczna.
Nieco bardziej nastrojowo, a jednocześnie dryfując w kierunku popu, prezentuje się „The Fields”. Jednak folkowe brzmienie gitary i mięsisty bas nie pozostawiają wątpliwości – to nie muzyka z topu list przebojów, a coś znacznie ciekawiej zbudowanego. Trzeba jednak przyznać, że w „The Field” Holendrom blisko do klimatów zespołu The Corrs.
w tytułowym „Driven” mamy dość ostrą rytmikę, w którą wplata się melodia fletu, oraz fankujący refren, w którym znów wyraźnie słychać didjeridoo. Flet z kolei zbliża się momentami do pieknych celtyckich melodii, kiedy dołączają do niego skrzypce, to skojarzenia z celtyckim funky w stylu Capercaillie stają się nieuniknione.
Inner Strenght można uznać za zespół folk-rockowy, jednak byłoby to duże uproszczenie. Jeśli miałbym porównywać do innych kapel, to cała stylistyka Inner Strenght pasuje mi tylko do austriackiego Ballycotton – zespołu, który gra piękną muzykę folkową, ale nie da się dokładnie określić skąd.

Taclem

Andy M. Stewart „Donegal Rain”

Andy M. Stewart to jeden z najbardziej znanych śpiewaków ze Szkocji, były członek legendarnej formacji Silly Wizard. Andy nagrał też sporo solowych płyt i na koncie ma kilka napisanych przez siebie folkowych przebojów, jak choćby tytułowy utwór z prezentowanej płyty. Oczywiście wykonuje on też repertuar tradycyjny.
Charakterystyczny wokal Andy`ego rozpoznawalny jest dla każdego, kto zetknął się z nagraniami Silly Wizard. Jednak płyta „Donegal Rain” różni się brzmieniowo od starych płyt. Pojawia się tu czasem lekkie dotknięcie folk-rocka, brzmienie uwspółcześniono, ale piosenki pozostają na tak samo wysokim poziomie.
Sporo tu ciekawych interpretacji, jak choćby „Ramblin` Irishman”, „Gallant Murray”, czy „Mary and the Hielan` Sodger”.
W bardziej tradycyjnych barwach trzymają się takie utwory jak „Queen Amangst the Heather”, czy „Matt Hyland”
Autorskie kompozycje Andy`ego, to również ważne elementy na płycie. Ballada „Reckless Affection” to piosenka czerpiąca z najlepszych tradycyjnych wzorców.
Warto też wspomnieć o muzykach grających na tej płycie. Andy`emu towarzyszą tu m.in. John McCusker i Phil Cunningham, zaś współaranżerem i gitarzystą jest Gerry O`Beirne, utalentowany muzyka z irlandzkiego County Clare. Z takim składem trudno zepsuć płytę, można bez obawy polecić ją więc miłośnikom bardziej piosenkowej wersji celtyckiego folku. Warto też zaznaczyć, ze Andy M. Stewart wydaje się być jak wino – z wiekiem zyskuje na bogactwie i smaku.

Rafał Chojnacki

Cruachan „Pagan”

Folk-metalowcy z Cruachan powracają. Tym razem ich muzyka przypomina raczej mariaż folku z heavy metalem, nie znajdziemy tu już za wiele szaleńczej mrocznej muzyki z pierwszych albumów zespołu. Osobiście uważam że wyszło to kapeli na dobre, zespół brzmi przez to dużo przejrzyściej.
Sporo tu irlandzkich dud, skrzypiec i fletów, do tego dochodzą tematy piosenek nawiązujące nie tylko do celtyckiej mitologii, ale również do historii Irlandii. W otwierającym album utworze „Michael Collins” grupa oddaje hołd człowiekowi, który stworzył podwaliny pierwszych irlandzkich sił zbrojnych – I.R.A.
Tytułowy „Pagan” zaczyna się od gregoriańskich śpiewów. To niezły kontrast, dla reszty utworu, który zaczyna się niemal black metalowo. Jak już wspomniałem „Pagan” ma bardziej przejrzystą produkcję”, więc bliżej im w tym miejscu do epickiego brzmienia grupy Bathory z płyty „Blood on Ice”, niż innych klasyków mrocznej muzy. Z resztą w połowie utworu przechodzimy do melodii napisanej przez Thurlogha O`Carolana i nagle zespół brzmi niemal jak Blackmoore`s Night.
„The Gael” to spokojna ballada, dodatkowo ozdobiona instrumentalnym motywem z filmu „Ostatni Mohikanin”. Cruachan udowadnia, że jak chce, to potrafi zagrać bardzo ładnie.
Na poprzednich płytach Cruachan wspierał się nie tylko irlandzkimi melodiami, ale sięgal też czasem po tradycyjne piosenki. Tym razem trafiło na piosenkę „Some Say The Devil Is Dead” – może to przez wzgląd na tematykę piosenki. Tak czy owak efekt jest dość zabawny. Ponad minutowy „Lament For The Wild Geese” zagrany tylko na irlandzkich dudach, to tez spora ciekawostka.
Jest kilka utworów, które niezbyt wyróżniają się pośród tych kilkunastu piosenek, ale generalnie kompozycje są dość urozmaicone i ciekawie przygotowane. Jedyną rzeczą, która mi tu zbytnio nie pasuje jest piosenka „The Fall Of Gondolin”. Mimo że zaaranżowano ją w stylistyce Cruchana, to jednak efekt w postaci rozbudowanej doom/black metalowej suity niezbyt mnie przekonuje.

Na pewno warto zwrócić na ta płytę uwagę, choć jest to album raczej dla miłośników cięższego brzmienia skrzyżowanego z folkiem. Niewątpliwie oprócz ludowych melodii warto tu zwrócić uwagę na ciekawy wokal Karen Gilligan, śpiewaczki Cruachana.

Taclem

Smithfield Fair „Jacobites By Name”

Grupa Smithfield Fair pochodzi ze Stanów, ale u podstaw ich repertuaru leżą piosenki i melodie ze Szkocji. Już tytuł płyty wskazuje jednoznacznie że mamy tu do czynienia z utworami pochodzącymi z czasów szkockich Jakobitów, czyli z XVII i XVIII wieku. Okazuje się, że to nie do końca prawda – bo są też autorskie kompozycje zespołu.
Album otwiera żywiołowo wykonana pieśń „Wha`ll Be King But Cherlie?”, jedna z ciekawszych na krążku. Zaskoczeniem może być tu dość nietypowo zagrana kompozycja tytułowa.
Znana z repertuaru grupy Steeleye Span piosenka „All Around My Hat” w każdym kolejnym wykonaniu nawiązuje do tej kanonicznej już wersji. Co prawda Smithfield Fair również dodają tu coś od siebie, ale piętno pozostaje.
Co ciekawe, to fakt, że można tu odkryć sporo naprawdę dobrych piosenek członków zespołu. „Back Where We Belong”, czy „Auld Crooked Mouth” to świetne piosenki, a styl, w jakim są skomponowane sięga do najlepszych możliwych wzorców – Battlefield Band. Myślę, że warto się tym autorskim kompozycjom przyjrzeć.
Polskich słuchaczy ucieszą pewnie piosenki, które już znają, w tym tytułowa. Zdziwią się prawdopodobnie słysząc nową wersję „Hieland Laddie”, znacznie bardziej piosenkową, niż dotąd. Cóż to oznacza? – trzeba posłuchać!

Taclem

Triskele „Louna-Eesti vaimulikud rahvalaulud II”

Druga płyta z południowo-estońskim repertuarem w wykonaniu grupy Trieskele. Jako że Estońska muzyka folkowa nie jest u nas zbyt dobrze znana, to trudno mi określić jak zespół ten prezentuje się na tle innych grup. Jednak płyta ta sama w sobie jest bardzo ciekawa.
Dziewięć utworów, które tu znajdziemy, to interpretacja starych pieśni religijnych wybranych z dwóch publikacji – z 1874 i 1906 roku.
Mimo takiego właśnie repertuaru cała zebrana tu muzyka ma wyraźne piętno muzyki etnicznej. W odróżnieniu od różnych neopogańskich projektów w muzyce chrześcijańskiej Estonii mamy do czynienia z przejrzystymi, jasnymi brzmieniami.
Brzmienie grupy Triskele pozwala dość łatwo wyobrazić sobie atmosferę wsi w tamtym zakątku Europy jakieś 100 lat temu. Jakby się nad tym zastanowić, to nie jest to znowu tak odległa od nas kulturowo ziemia. A jednak muzyka brzmi tam inaczej i to właśnie ta odmienność wydaje się być tak atrakcyjna. Posłuchajcie, bo warto zanurzyć się w świat południowo-estońskich hymnów.

Rafał Chojnacki

United Celtic Bards „The Highland Clearances”

Album nosi podtytuł „Songs for the Children of the Gaels” i zawiera na dwóch płytach ponad czterdzieści utworów. Pod szyldem United Celtic Bards znajduje się grono artystów związanych z Albanach Recordings. Założycielem zespołu jest John McCloskey, który do nagrania tej płyty zaprosił też sporą grupę przyjaciół spoza rodzinnych stron.
Wydawnictwo jest o tyle ciekawe, że prezentuje nowe piosenki napisane w stylistyce podobnej, jak tradycyjne utwory ze Szkocji. Oprócz piosenek są tu opowieści o szkockiej historii i celtyckiej tradycji. Warto zaznaczyć, ze historia szkockiej walki o niepodległość przedstawiona jest tu nieco inaczej, niż w brytyjskich podręcznikach.
Muszę przyznać, że to prawdziwie bardyjska płyta. Bardowie nie tylko odtwarzali znane standardy, a przede wszystkim byli wziętymi poetami i muzykami, potrafiącymi, jeśli trzeba było snuć również prozatorskie historie. W tym kontekście to jedna z najbliższych tej idei płyt, jakie słyszałem.
Płyta, kiedy słucha się jej w całości jest nieco dziwna, może odrobinę niespójna, ale jest źródłem ciekawych inspiracji i na pewno warto po nią sięgnąć.

Rafał Chojnacki

Various Artist „Ruths 2002”

Składanka którą tu omawiam zawiera nagrania zespołów, które zdobyły o nagrodę Ruth 2002 – niemiecki odpowiednik BBC Folk Awards.
Zaczyna się od folk-rockowej jazdy na typowo niemiecką nutę. Zespół Hundsbaum Miserablige odkrywa przed nami zupełnie inne oblicze niemieckiego folku. Muszę przyznać, że nie byłem nigdy sympatykiem tamtejszych brzmień, ale w takiej wersji znacznie łatwiej je przełknąć.
Później mamy duet Kempin & Reznik, który na płycie przedstawia najwięcej, bo aż trzy utwory. Ich repertuar, to przede wszystkim nawiązania do muzyki wschodnioeuropejskiej i tradycji żydowskich.
Zespół Estampie to z kolei formacja zafascynowana światem muzyki dawnej. W ich muzyce, w bardziej współczesnej (ale nie rockowej) oprawie odżywają echa dawnych bardów i minstreli.
Di Grine Kuzine, to chyba najbardziej znana w Polsce kapela ze wszystkich tu przedstawionych. Grają oni muzykę bałkańską na bardzo przyzwoitym poziomie. Wielbiciele Bregovica powinni czuć się usatysfakcjonowani.
Duet Tornmeister, to propozycja z gatunku world music, łącząca elektroniczne brzmienia komputerów, z orientalną melodią i instrumentami rodem z Indii. Produkcja ta nie wyróżnia się raczej spośród innych, podobnych przedsięwzięć.
Następna propozycja, to kobiecy zespół La Ritma, którego główną inspiracją są melodie i pieśni z Zachodniej Afryki, Brazylii, Kuby i Indii. Trzeba przyznać, że zespół ten potrafi przyciągnąć uwagę i robi bardzo dobre wrażenie.
W podobnych rytmach, ale nie co innym klimacie jest kompozycja którą sygnuje swoim nazwiskiem Houssaine Kili. Muzyk ten pochodzi z Maroka i jego zespół gra tamtejsza muzykę w folk-rockowych aranżacjach.
Kolejna grupa to FJP, czyli skrót od Folk Jazz Project. Właściwie nazwa ta mówi wiele o ich muzyce, aczkolwiek warto zaznaczyć, że etniczne są tu głównie pewne frazy, natomiast sama konstrukcja muzyki jest zdecydowanie jazzowa.
Rakatak to z kolei grupa, która łączy brazylijskie i afrykańskie rytmy z funky i hip hopem. Zaprezentowany utwór to właściwie przede wszystkim etniczne bębny, brzmi to trochę jak by zespół Stomp zagrał z gościnnym udziałem gitarzysty. Niestety przez zmasowany rytm na wielu bębnach umyka ewentualna subtelność brzmienia.
Ostatnim wykonawcą, któremu przyznano statuetkę Ruth 2002 jest projekt G.Rag y los Hermanos Patchekos, w którym łączą się tradycje niemieckie, karaibskie z dodatkiem różnych innych pomysłów, które przyjdą do głowy muzykom.
Po przesłuchaniu całej płyty stwierdzam, że warto śledzić losy przyznawanej przez naszych sąsiadów nagrody, bo można dzięki niej poznać zupełnie nowe, warte odrobiny uwagi grupy zza naszej zachodniej granicy.

Dikanda „Usztijo”

Ta płyta to swoisty sprawdzian dla szczecińskiej Dikandy. To pierwszy album w tak „małym” składzie. Celowo piszę „małym”, bo skład jest generalnie normalny, tyle że zespół opuściła jedna z solistek (Violina Janiszewska), nie ma też na tej płycie gości, którzy pojawiali się na poprzednich dwóch płytach.
Jaka jest nowa muzyka Dikandy? Porywająca – to się nie zmieniło. Z drugiej strony nie wszystko jest tu przecież nowe. Po pierwsze to ten sam zespół. Po drugie takie szlagiery jak „Ederlezi” zespół gra przecież od dawna.
Od pierwszych dźwięków tytułowej piosenki „Usztijo” zespół potwierdza swoją wyjątkowość. Trudno było by znaleźć drugi zespół, który tak grałby muzykę wywodzącą się z Bałkanów z domieszką tradycji klezmerskiej – jako że muzyka kojarząca się z takimi właśnie klimatami dominuje na „Usztijo”.
Jest zawarta cała masa uczuć, nie brakuje ekspresji, a niebanalne aranżacje sprawiają, że muzyka ta wydaje się być niesamowicie świeża.
Dodam tylko, że np. „A ma…” to świetny prezent dla miłośników talentu Lisy Gerrard. Myślę, ze nie ja jeden dostrzegę tu pewne analogie.
Jedyna rzecz, która mi się nie podoba na tej płycie jest pozamuzyczna. Wydawca tak ciekawej płyty mógłby się postarać o jakąś sensowną wkładkę. Bez stosownego bookletu trudno głębiej zanurzyć się w pochodzenie tych pieśni i inspiracje przyświecające autorom.

Taclem

Men of Worth „The Pattern Dance”

Duet Men of Worth przedstawiałem niedawno przy okazji płyty „Harvest Moon”. Napisałem wówczas, że grupa ta wykonuje współczesne piosenki folkowe, zarówno własne, jak i znanych twórców. Tym razem jest podobnie, mamy do czynienia z bardzo balladową płytą, choć czasem, dla urozmaicenia, pojawi się szybsza piosenka, albo jakiś tradycyjny taniec.
Wśród autorów, których piosenki możemy tym razem znaleźć na płycie duetu są m.in. Gordon Bok, Johhnie Paterson, Alan Burke i Johnny Mulhern. Jest też tradycyjna piosenka „Patrick Street” dedykowana tu osobie Andy Irvina. Andy to niesamowita postać, drugiej takiej próżno szukać w historii muzyki irlandzkiej.
Warto też zwrócić uwagę na piosenkę „Mattie”, wspomnianego tu juz Johnny`ego Mulherna. To nieco długawa, ale bardzo fajna piosenka.
Na płycie nie brakuje dobrych piosenek, jest to więc generalnie pozycja bardzo udana. Jednak zastanawiam się, czy nie byłoby lepiej, gdyby od czasu do czasu pojawili się w zespole jacyś goście. Mogłoby wówczas zabrzmieć więcej instrumentów, a może i damski wokal dla ozdoby?
Ale i tak jest to bardzo ciekawa pozycja.

Taclem

Page 148 of 214

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén