Ta płyta to swoisty sprawdzian dla szczecińskiej Dikandy. To pierwszy album w tak „małym” składzie. Celowo piszę „małym”, bo skład jest generalnie normalny, tyle że zespół opuściła jedna z solistek (Violina Janiszewska), nie ma też na tej płycie gości, którzy pojawiali się na poprzednich dwóch płytach.
Jaka jest nowa muzyka Dikandy? Porywająca – to się nie zmieniło. Z drugiej strony nie wszystko jest tu przecież nowe. Po pierwsze to ten sam zespół. Po drugie takie szlagiery jak „Ederlezi” zespół gra przecież od dawna.
Od pierwszych dźwięków tytułowej piosenki „Usztijo” zespół potwierdza swoją wyjątkowość. Trudno było by znaleźć drugi zespół, który tak grałby muzykę wywodzącą się z Bałkanów z domieszką tradycji klezmerskiej – jako że muzyka kojarząca się z takimi właśnie klimatami dominuje na „Usztijo”.
Jest zawarta cała masa uczuć, nie brakuje ekspresji, a niebanalne aranżacje sprawiają, że muzyka ta wydaje się być niesamowicie świeża.
Dodam tylko, że np. „A ma…” to świetny prezent dla miłośników talentu Lisy Gerrard. Myślę, ze nie ja jeden dostrzegę tu pewne analogie.
Jedyna rzecz, która mi się nie podoba na tej płycie jest pozamuzyczna. Wydawca tak ciekawej płyty mógłby się postarać o jakąś sensowną wkładkę. Bez stosownego bookletu trudno głębiej zanurzyć się w pochodzenie tych pieśni i inspiracje przyświecające autorom.

Taclem