Szwedzka kapela jazzowo folkowa ujawnia nam swoje oblicze.
Szwedzka muzyka ludowa, podana w sposób uwzględniający autorskie podejście muzyków, to sposób na zwrócenie na siebie uwagi krytyków i fanów folku na całym świecie.
Szwedzkie tańce zagrane z towarzyszeniem nietypowych instrumentów, z funkującym basem i ciekawą rytmiką znajdują sobie w muzyce Bazar Bla specjalne miejsce. Zespół umiejscowił się na skrzyżowaniu tradycji z nowoczesnością i czuje się tam bardzo dobrze.
Na płycie „Trip Folk” oprócz wpływów trip-hopowych (a takie pojawiły się już wcześniej choćby na płytach Garmarny) mamy też jazz i rozwiązania wokalne i instrumentalne kojarzące się z kulturą arabską, muzyką afrykańską, a nawet australijską.
Takim konglomeratem etnicznym jest na przykład utwór „Laija”. Z kolei ” Still”, to coś dla miłośników jazzowych improwizacji.
Album „Trip Folk”, to płyta, która potrafi zaskoczyć nawet ludzi, którzy już niejedną szwedzką płytę w życiu słyszeli.
Kategoria: Recenzje (Page 107 of 214)
Piękna melodia „Cornerhouse Waltz” otwiera czwartą płytę grupy Straight Furrow, zatytułowaną „Moving On”. Pochodząca z hrabstwa Norfolk grupa przyznaje się do tradycji barndance bandów. Nawiązania do tego stylu słyszymy jużw ich interpretacji „Star of the County Down”. Później jest tu o wiele więcej takiej muzyki (choćby „Three Hornpipes”, „Brighton Camp” i reszta utworów tanecznych).
Wolniejsze utwory (jak „Cornerhouse Waltz”, „My Donald”, „Southend-on-Sea”, „No Change”) stawiają jednak zespół w zupełnie innym świetle. To po prostu niezła grupa folkowa.
„General Monk” to z kolei ciekawe nawiązanie do brytyjskiej tradycji balladowej.
Mimo, że jest tu kilka dość już ogranych standardów (choćby „Star of the County Down” czy „Spancil Hill”), to nie jest to album, którego muzycy musieliby się wstydzić. Wręcz przeciwnie, daje się zapamiętać jako niezła produkcja.
The Strung Out String Band, to kolejny projekt, w którym udział bierze młoda i utalentowana amerykańska autorka i wokalistka – Robin Aigner. Tym razem jednak jest raczej trybikiem w maszynie i gra na banjo. Kapelą zaś wyrykuje skrzypek, Nathaniel Landau.
Swoją muzykę grupa określa, jak mieszankę brzmień z Appalachów i… Karpat. Tak właśnie, moi miki, naszych, europejskich Karpat. Appalachy co prawda dominują, ale elementy karpackie rzeczywiście są. Ot choćby „Calasul”, „Gypsy Hora”
Muzyka amerykańska ma to do siebie, że zwykle jest bardzo otwarta na różne wpływy. Dlatego też nie dziwi mnie obok klimatów cajuńskich brzmienie bałkańskie.
Jeśli już jesteśmy przy tych elementach europejskich ,to warto zaznaczyć, że są one zagrane po prostu po amerykańsku. Wzięto melodię i tempo, po czym zgodnie z tymi prawidłami zagrano ją… jak country & western. Brzmi to doprawdy rewelacyjnie. Choćby dla tych kilku pomysłów warto tej płyty posłuchać. Oprócz nich znajdziecie tu sporo czegoś, co Amerykanie nazywają „Old Time Traditionam Music”, czyli rdzennego, korzennego country.
Singiel z płyty „Mares de Tempo”, to tylko dwa utwory. Susana Seivane, najbardziej znana hiszpańska dudziarka prezentuje nam tutaj zaledwie próbkę swoich możliwości. Najpierw są to skoczne, folk-rockowo zagrane polki, później zaś mamy piosenkę. Susana okazuje się być ciekawą wokalistką.
Przede wszystkim słychac, że jest to produkcja najwyższej jakości. I jako taką na pewno warto ją polecić. Nie każdemu musi przypaść do gustu romans z bardziej popowym brzmieniem, ale dla mnie liczy się, że to po prostu fajne, bardzo dobrze wykonane utwory.
Pop-folkowa muzyka kwartetu The Hannas Sisters spodoba się przede wszystkim wielbicielom bardziej folkowego oblicza zespołu The Corrs. Cztery siostry Hanna dysponują pięknymi głosami i niezłymi zdolnościami instrumentalnymi. Irlandzka rodzinka z Armagh dobrze sobie radzi, jednak to trochę mało.
Piosenki z płyty „Oceans Apart” to współczesne kompozycje ozdobione celtyckimi motywami folkowymi. Płyty dobrze i spokojnie się słucha podczas pracy, ale niestety nie jest to album, który mógłby na dłużej zapaść w pamięć. Za dużo tu miałkich, byle jakich melodii i pospolitych chwytów wykonawczych.
Jeśli jedziecie gdzieś samochodem, albo sprzątacie akurat mieszkanie – polecam. W innym przypadku – dajcie sobie spokój.
Debiutancka płyta czeskiej grupy Psalteria, to ponad dwadzieścia piosenek i melodii pochodzących głównie ze średniowiecza. Cztery Czeszki doskonale radzą sobie z takim repertuarem, bez względu na pochodzenie źródeł są w stanie zaaranżować utwory tak, by nadać im charakteru i sznytu kojarzącego się z tą konkretną grupa.
Niestety brakuje tu jeszcze trochę muzycznej konsekwencji. Są co prawda poszukiwania i dają ciekawe rezultaty, jednak to jeszcze nie to, podejrzewam, że dziś Czeszki z tego samego materiału wydobyły by po prostu więcej.
Mimo pewnych zastrzeżeń mam tu kilka utworów, które mogę bez obawy polecić. Do moich faworytów należą: „Kalenda maya”, „Al pasar por Casablanca” i „Stella splendens”.
Stylistyka Psalterii momentami kojarzy mi się ze średniowiecznym programem naszej rodzimej grupy Open Folk, podejrzewam, że oba materiały gdzieś tam pewnie się zazębiają. Póki jednak Polacy nie nagrali swoich dawnych utworów, pozostaje nam cieszyć się z płyty południowych sąsiadek.
Savina pochodzi z Grecji i jest wokalistką obdarzoną niezwykle ciepłym głosem. Myślę, że to jeden z najciekawszych wokali basenu Morza Śródziemnego, a utalentowanych śpiewaczek tam nie brakuje.
„Sumiglia” to piąta płyta wykonawczyni nagrana z zespołem Primavera en Salonico, oprócz tego ma na koncie jeszcze cztery solowe albumy, nieco inne w klimacie, ale też śródziemnomorsko-folkowe.
Po pierwszym przesłuchaniu tej płyty zapadła mi w pamięć głównie jej łagodność i bardzo senny, melancholijny nastrój. Po którymś z kolejnych przesłuchań (płyta bowiem często towarzyszy mi w pracy) stwierdziłem, że przecież jest na niej dużo szybszych kawałków. Może nie żywiołowych, ale przecież wybitnie tanecznych. „Muineira” czy „Sedi Yanna” to właśnie takie utwory.
Muzyka pochodzi z bardzo różnych regionów: z Grecji, Hiszpanii, Mołdawii, Bułgarii, Włoch, Ukrainy, Albanii, Armenii a nawet z Palestyny. Nie znaczy to jednak, ze mamy co chwilę przeżywać szok kulturowy. Wszystko brzmi spójnie, tak, jak byśmy mieli do czynienia ze współczesnymi kompozycjami, pisanymi specjalnie dla Saviny i jej zespołu. Czasem takie aranżacje są nawet dość karkołomne, jak w przypadku „Ta Chernova Ta Kalinonka”, która kojarzy się bardziej z repertuarem Edit Piaf, niż z ukraińską piosenką ludową. Nie zmienia to jednak faktu, że aranżacje i wykonania są ciekawe.
„Sumiglia” to jedna z najładniejszych płyt jakich ostatnio słuchałem. Jest folkowa, ale również elegancka. Jak się okazuje te dwa przymiotniki nie wykluczają się.
Zespół Smoky Finish kojarzony jest przede wszystkim z muzyką celtycką. Tu mamy troszkę bardziej autorskie spojrzenie na temat. Nie brakuje tradycyjnych elementów, ba, jest nawet cytat ze ścieżki dźwiękowej z filmu „Ostatni Mohikanin” – cytaty to specjalność tej kapeli. Jednak większość repertuaru to autorskie piosenki o celtycko-rockowym zabarwieniu.
Pierwszym utworem, którzy wbija się w pamięć jest „An Colman”, świetna folkowa ballada, nieco w stylu Fairport Convention. Świetna jest też ostra, folk-rockowa piosenka „All i Want”. Takich właśnie numerów zwykle oczekuję po kapelach takich, jak Smoky Finish.
Nie zabrakło tu też pełnokrwistego, choć folkowo zaaranżowanego rockandrola („Room 101”).
Austriacka formacja wiedziała co zrobić, by nieco różnić się od setek bliźniaczych zespołów na świecie. Nie kopiują, sporo tworzą, nagrywają w dość konkretnym, rozpoznawalnym stylu. Słowem jest całkiem nieźle.
St. James`s Gate nie są bynajmniej debiutantami. Album „Station to Station” to ich koncertowe nagrania z radia. Jest tu sporo znanych celtyckich tematów w ciekawej aranżacji na trio. Gitara, skrzypce i kontrabas, to wszystko, czego potrzeba tym amerykańskim muzykom do nagrania płyty ciekawej i pełnej pomysłów.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze silny głos Cronina Tierneya. Piosenki takie, jak „Shores of Wicklow” czy „From Clare to Here” wychodzą mu po prostu wyśmienicie. Zwłaszcza ta druga ballada, autorstwa Ralpha McTella, w wykonaniu St. James`s Gate warta jest uwagi.
Swoistą ciekawostką jest to piosenka „Cesky Krumlov”. Nie myślicie się, to piosenka o malowniczym regionie u naszych południowych sąsiadów. Co sprawiło, że Tierney tak ich uhonorował? Nie mam pojęcia, ale piosenka jest zacna i na pewno warto się z nią zapoznać. Warto z resztą posłuchać całej płyty, bo jest ciekawa, przeważnie stonowana, ale potrafi zabrzmieć czasem ostrzej.
Kolejne spotkanie z muzyką z Danii. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że kapele z tego kraju mają w sobie coś niesamowitego. Wcześniej nie interesowałem się zbytnio zespołami z krainy Andersena. Kiedy jednak poznałem takie zespoły, jak Phonix, Tumult, Afenginn czy cała gama zespołów z Wysp Owczych, okazało się, że mają tam bardzo ciekawą scenę folkową.
SkonRog to zespół składający się z doświadczonych muzyków. Ich spojrzenie na folk-rock jest podobne do tego, jakim patrzą Fairport Convention czy The Albion Band. Możliwe, że moje zamiłowanie do tych brytyjskich grup promieniuje również na Duńczyków. Jednak stwierdzam, że ich autorska, oparta na ludowych brzmieniach muzyka przemawia do mnia bardzo dobrze.
Świetne „Jomfru Fanny”, „Pers awten” czy instrumentalny „Aabenraa Fjord” mogłyby być świetnymi wizytówkami Danii w folkowym świecie. Mam nadzieję, że takimi będą.
Brzmienia SkonRoga są nieco lżejsze, niż zwykle to bywa w przypadku kapel folk-rockowych, być może pojawia się tu nawet nutka popu. Niektóre kawałki spodobają się pewnie sympatykom muzyki country (np. „Om natten er vi ens”).
Dla płyty SkonRoga zawsze znajdzie się miejsce w moim odtwarzaczu, a dzięki Internetowi nietrudno ją zdobyć.
Do odsłuchania w Sieci:
(Pliki znajdują się na serwerze zespołu. W razie komplikacji piszcie do nas)
