To już całkiem inna płyta Jurka Porębskiego, niż poprzednie, archiwalne nagrania. To już nie tylko gitara i wokal, ale cały zespół, grający ostro w blues-folkowych klimatach. Wspierają tu Porębskiego: Andrzej Korycki – kolega grający z nim na co dzień w zespole Stare Dzwony, oraz żeński chórek.
Są tu starsze piosenki, jak „Sztorm przy Georgii”, ale dominują nowe, niektóre już dobrze ograne na żeglarskich festiwalach. Porębski okazuje się być jak wino – starszy i bardziej doświadczony pisze coraz lepsze piosenki.
W nieco szerszej formie nagrania Porębskiego (popularnie zwanego Porębą) brzmią ciekawie, nieco mniej monotonnie niż klasyczne, gitarowe klimaty. Piosenki takie, jak: „Regaty”, „Portowa tawerna”, „Morski Sarmata”, czy napisany do spółki z Koryckim „Radio Szczecin 1” już są, lub mają szansę zostać żeglarskimi przebojami.
Ci, którzy znają koncerty Porębskiego, wiedzą, że nieobcy mu jazz. Nic w tym dziwnego, był on bowiem kiedyś obiecującym jazzmanem, ale poświęcił się w końcu swoim morskim balladom. Ale czasem lubi pograć na trąbce i pojazzować, jak choćby w piosence „Rozmowa z dziadkiem”. Może się ona wydać nieco inna od reszty, ale wierzcie mi, po prostu uzupełnia ona wizerunek Poręby.
Piosenka „Warszawski dworzec” udowadnia, że autor nie zamyka się wyłącznie w ciasnej przegródce piosenek o żaglach, choć i tu pojawia się ich wspomnienie, ale raczej jako alegoria. Tym razem okazuje się, że jest on też bacznym obserwatorem otaczającego nas świata.
Na świecie byłaby to płyta z gatunku „maritime folk” z ewentualnym przymiotnikiem „contemporary”. U nasz to „szanty”. A dla mnie to dowód na to, że przypinane etykietki nie mają znaczenia, zwłaszcza jeśli płyta ciekawa.

Taclem