Tą płytę znam od dawna, przez długi czas nie planowałem jednak o niej pisać. Co prawda uważam, że granice folku powinny być jak najszersze, chętnie więc witam w nich wykonawców z „Krainy Łagodności”, ale Kasprzycki raził mnie nieco lekką nutką popu na tej płycie. Przemyślałem to wszystko jeszcze raz po tym jak zobaczyłem go całkiem niedawno jako gościa na koncertach zespołu Carrantuohill. Śpiewał tam irlandzkie ballady i jakiegoś bluesa, był to świetny powrót do wizerunku barda, który przylgnął do Roberta przed tą płytą. Bo przecież wszystkie te piosenki były początkowo znacznie skromniej aranżowane.
„Niebo do wynajęcia” to wciąż największy przebój Roberta. Ta ciepła piosenka zagrana na płycie w lekko swingujący sposób ma przecież głębokie bardyjskie korzenie. Taka sama tradycja zagnieździła się w pięknej balladzie „Zapiszę śniegiem w kominie”.
Z kolei żywiołowe „Mam wszystko jestem niczym” nawiązuje zarówno techniką grania, jak i temperamentem do klimatów flamenco. Podobnie jest również z piosenką „Santa Teresa d`Avila”. „Zielone szkiełko” jest o krok od niemal irlandzkiego klimatu. Gdyby tylko saksofon zastąpiono irlandzkimi dudami… Szkoda, że wówczas Robert nie współpracował jeszcze z Carrantuohillem.
Nie brak to oczywiście innych wpływów, choćby elementów tradycyjnego jazzu i swingu w „Sam wiesz”.
A jednak album kończy zdecydowanie folk-rockowy „Ja nie śpię ja śnię”.
Taką płytę mógł nagrać tylko facet, który wśród swoich idoli niemal jednym tchem wymienia Leonarda Cohena, Karela Kryla, Włodzimierza Wysockiego, Woody Gutchrie`go, Boba Dylana i Jacka Kaczmarskiego. Oni też tu są.
Nie jest to najczystszej wody album folkowy, ale nieźle się go słucha i warto go polecić nie tylko łagodnym i folkowcom.

Taclem