To jeden z wielu nagranych przez autora „bilblii szantymenów” krążków: 13 tradycyjnych jak zwykle utworów i jak zwykle nagranych z towarzyszeniem Liverpoolskiej grupy Stormalong John. W pewien sposób jednak krążek szczególny – jest to bowiem ostatni materiał nagrany przed śmiercią Stana. Powstał w 1991 roku w jego rodzinnej miejscowości Aberdovey, podczas nieformalnej sesji będącej celebracją jego 85-tych urodzin.
Chociaż jego głos do najpiękniejszych pewnie nie należał, to nie da się zaprzeczyć, że Stan był żywym świadectwem szantowej tradycji, chodzącą encyklopedią marynistyczną i trudnym do zakwestionowania autorytetem w tej dziedzinie. Wszystkie tuzy szantowej sceny ostatniego półwiecza uczyły się od niego i na nim wzorowały i nie da się ukryć, że gdyby nie on – owa scena byłaby dzisiaj dużo uboższa, o ile w ogóle by istniała…
Na płycie, jak wspomniałem, usłyszeć można 13 utworów. Obok znanych i popularnych szant i pieśni morskich („Shenandoah”, „Sacramento”` Whailing Johny” czy „Round the Bay of Mexico”) znajdują się utwory mniej znane („Way Down in Dixie”, „The Indian Lass”, „The Leaky Ship”) jak również mało rozpowszechnione wersje dwóch znanych pieśni kubryku „Ratclife Highway” i „Bosun`s Alphabet”.
A wszystko to zaśpiewane stylowo (spora w tym zasługa muzyków ze „Stormalong John”) a więc prosto, bez „przekombinowanych” aranżacji i „szkolnych” harmonii, za to z wielkim zaangażowaniem i jeszcze większym ( szczególnie jak na 85-latka) wigorem.
Materiał godny polecenia jako „wzorcowy” dla wielu rodzimych zespołów, a w szczególności dla tych, którym się wydaje, że to, co śpiewają, to szanty…

Bartek Kubielski