FMR to skrót od Folk Métiss´ Rare. Cóż to znaczy? Tego już niestety nie wiem. Wiem jednak, że jest to francuska folk-rockowa formacja grająca muzykę z różnych prowincji francuskich, m.in z Berry, Auvergne, Bretanii i Vendée.
Album zaczyna się od akustycznych dźwięków gitary i wokali, powoli pojawia się rytm wybijany spokojnie na perkusji i wreszcie dochodzimy do melodii granej na biniou. Tak właśnie, od piosenki „La fille d`Orléans” zaczyna się płyta „Avec de vrais morceaux dedans!”. Później mamy roztańczone „Mes chicots”, oraz rozkołysaną balladę „Amis, buvons!”. Bretoński „Plinn berrichon” znów prowadzi nas w transowe tany, zaś „Last chance bourrée” to ostry, folk-rockowy kawałek muzycznej sztuki. Pierwszy raz pojawia się tu ostrzej grająca elektryczna gitara. Druga część utworu nawiązuje z kolei do konwencji jazz-folkowej, a całość kończy zaśpiew w stylu Tri Yann.
Szybki, niemal skankowy rytm w „Les 3 jolis maçons” to znów coś co sprawia, że nóżki nie chcą ustać w miejscu. Po tańcach zaś udajemy się do Bordeaux przy dźwiękach czegoś, co brzmi jak folk-rockowo zaaranżowana szanta bretońska.
Przy „Les pampl`ousses de Tania” znów jesteśmy w jazz-folkowym klimacie. Z tego co mi wiadomo wiele zespołów tak teraz gra na Półwyspie Armorykańskim i w okolicach. FMR gra tą muzykę na naprawdę dobrym poziomie, przyznam, że mnie ten prawie pięciominutowy utwór oczarował. Po nim przychodzi czas na piosenkę „La derniere bouteille”. Fajna aranżacja i instrumentalne zakończenie to jeden z ciekawszych patentów, zwłaszcza, ze sekcja rytmiczna zmierza tu wyraźnie w kierunku funky.
Na zakończenie otrzymujemy uspokajający nieco i rozkołysany „La valse du Pilou”.
Bardzo ciekawa płyta, zwłaszcza, że grupy tej nie znałem wcześniej. Interesująca niespodzianka.

Taclem