Amerykański Amadan raczy nas swoją drugą płytę. Jak na kapelę grającą ostrą, folk-rockową muzykę celtycką, serwują nam nietypową okładkę. Ale przecież japońskie skojarzenia są w ich przypadku jak najbardziej na miejscu. Przede wszystkim z powodu skrzypka i akordeonisty grupy, który nazywa się Naoyuki Ochiai. Dodatkowo album „Hell-Bent 4 Victory!” został zarejestrowany w KungFu Bakery w Portland, więc to kolejny azjatycki trop.
Jednak muzyki azjatyckiej tu nie znajdziemy, zespół jest wierny swoim celtyckim korzeniom. Było to z resztą oczywiste, gdy na liście utworów ujrzałem takie piosenki, jak „Johnny Cope”, czy „Paddy`s Green Shamrock Shores”.
Coś się jednak zmieniło. Grupa zaczęła grać bardziej rockowo, choćby za sprawą elektrycznej gitary i ostrej perkusji. Ich pierwsza płyta – „Sons of Liberty” – była bardzo akustyczna, w porównaniu z nią „Hell-Bent 4 Victory!” brzmi punk-folkowo. Nie ma tu bezpośrednich odwołań do klasyków, choć na upartego wstęp do „Five-Dollar Bill” może kojarzyć się z tym co The Pogues robili w „Young Ned of The Hill”. Sama piosenka, mimo że jest – jak większość piosenek na tej płycie – kompozycją Erica Tonsfeldta, kojarzyć może się z podobną w budowie „Star of The County Down”.
Naoyouki Ochiai gra tu tak, jakby jego macierzysty zespół nazywał się The Levellers. Sporo tu takich właśnie punk-folkowych skrzypek.
Charakterystycznym dla Amadan elementem jest też pojawiające się w celtycko-brzmiących utworach australijskie didjeridoo. Znamy ten patent z poprzedniej płyty, tu, dzięki bardziej elektrycznej formie, brzmi to jednak nieco inaczej.
Jako że grupa została przygarnięta przez prężnie się rozwijającą amerykańską scenę punk-folkową, nic dziwnego, że pojawiają sie na ich płycie piosenki takie jak „NEVR 9TO5”, czy oi!-folkowy „Union of Drunken Upstarts”, które mogliby zagrać Dropkick Murphy`s, czy The Real MacKenzies. Piosenkę tych ostatnich grali z resztą w akustycznej wersji na poprzedniej płycie.
Grupa nieco się zmieniła, trochę dojrzała, choć ich muzyka stała się jakby bardziej dzika. Słychać za to wyraźnie, że zmiana brzmienia, to nie tylko chęć zagrania ostrzej – po prostu taka formuła bardziej sprzyja wyeksponowaniu tego, co w muzyce Amadan najważniejsze. Zwłaszcza, że kiedy trzeba potrafią zagrać po staremu, jak choćby w „Johnny Cope”.
Jeśli nieobcy Wam ostry celtycki folk-rock, to posłuchajcie, co się teraz na świecie gra. Amadan to jeden z najlepszych wyborów, jakich możecie dokonać.

Album został Płytą Miesiąca portalu Folkowa.art.pl w maju 2004

Rafał Chojnacki