Od pierwszych dźwięków tej płycie towarzyszy słoneczna atmosfera folkowej Italii. Połączenie włoskiej muzyki i temperamentu z odrobiną irlandzkiej stylistyki to właśnie przepis na muzyczną pizze a`la Tresca.
Większość piosenek napisali członkowie zespołu, śpiewane są po włosku, ale część instrumentarium (low whistle, uillean pipes, czy bodhran) i ozdobniki muzyczne należą raczej do tradycji celtyckiej. Z połączenia takich wpływów zawsze powstaje muzyka dość oryginalna, a w przypadku grupy Tresca na dodatek dość ciekawa. Co prawda z tego co się orientuję we Włoszech sporo jest grup opierających się na podobnych założeniach, wszystkie jednak brzmią dość różnie.
Momentami (np. w „Boat People”, czy „St. Patrick`s Well”) mamy w stylistyce dalekie echa The Pogues. Czasem, jak we wstawce „Morgany” pobrzmiewają echa muzyki dawnej.
Stefano Belardi, główny śpiewak zespołu obdarzony jest przez naturę głosem charakterystycznym dla śpiewającego poety. Kiedy słucha się śpiewanych przez niego piosenek nie trudno wyobrazić sobie włoskiego barda. Śpiewa lekko i czuć, że snuje w piosenkach jakąś opowieść. Jaką? No cóż, tu już trzeba by poznać piękną mowę potomków Owidiusza. Ale i tak łatwo odnieść wrażenie, że Stefano angażuje się w to co opowiada.
Kiedy trzeba pograć do tańca grupa sięga po typową irlandczyznę, niemal imitując brzmienie ceilidh bandu. Knajpiany szum w tle tylko wspomaga takie wrażenie.
Ciekawe skąd u Włochów taka popularność celtyckiego grania? W sumie nie powinno mnie to dziwić – sam grałem taką muzykę w Polsce, ale przyznaję, że Włosi znacznie odważniej poczynają sobie z muzyką tradycyjną, łączą ją ze swoimi rodzimymi wpływami i nie wstydzą się pisać własnych utworów folkowych – u nas to wciąż rzadkość.
Reasumując, warto zwrócić uwagę na takie zespoły, jak Ned Ludd, Modena City Ramblers, czy właśnie Tresca, którym nie obce celtyckie granie, ale nie wstydzą się też własnej tradycji.

Rafał Chojnacki