Najprościej będzie chyba jeśli napiszę, że niemiecka formacja Goo Birds Flight gra celtyckiego rocka z żeńskim wokalem. Jednak jak zwykle w takich przypadkach zabraknie odrobiny dokładności. Warto tu wspomnieć o jeszcze jednym tropie – Fairport Convention z Sandy Denny – Ina Breivogel, wokalistka czasem wyraźnie inspiruje się doskonałą brytyjską śpiewaczką.
Najbliżej fairportowego źródła Goo Birds Flight są w piosenkach tradycyjnych, takich jak „Auchindoon”, „Billy Boy”, czy znane przede wszystkim właśnie z wykonania Brytyjczyków „Matty Groves”. We własnych, autorskich kompozycjach – w większości napisanych przez Pereta Erba, grającego w zespole na gitarze i akordeonie – odkrywamy nieco inne oblicze grupy. Może dałoby się je do czegoś porównać, jednak mam wrażenie, że nie jest to wynik inspiracji, a właśnie styl prezentowanej tu grupy. Niemcy potrafią zabrzmieć oryginalnie i to spory plus dla nich. Drobnym minusem jest natomiast fakt, że Ina nie zawsze potrafi zapanować nad swoim niemieckim akcentem.
Wśród autorskich piosenek zespołu warto wyróżnić energiczną „Old maid”. To rzeczywiście fajny kawałek celtyckiego rocka.
Tradycyjne kompozycje w wersjach Goo Birds Flight też brzmią nieźle, a „Auchindoon” nawet bardzo dobrze. „Matty Groves” został przez Niemców totalnie przearanżowany, jednak duch pierwowzoru gdzieś tam został, co zdecydowanie wyszło tej piosence na dobre.

Piosenka „Billy Boy” nie jest u nas raczej zbyt znana, ale gdybyście się przyjrzeli jej troszkę dokładniej, moglibyście zauważyć, że jest to ten sam utwór, który posłużył za wzór grupie Cztery Refy w piosence o tym samym tytule. Oba wykonania dzieli niesamowita przepaść. Wersja Niemców brzmi jak reggae z elementami rocka i ragga, właściwie tylko tekst i strzępki linii melodycznej zdradzają związki z oryginałem. Dla niektórych będzie to pewnie nieco obrazoburcze, ale chętnie posłuchałbym większej ilości tradycyjnych kompozycji przerobionych przez Goo Birds Flight. Pozostaje więc czekać na kolejny album.

Taclem