Kenneth Thomson to artysta, który przed wieloma laty osiadł w Glasgow i tam z powodzeniem wykonuje tradycyjną muzykę sięgającą do gaelickich korzeni. Ta płyta to jego pierwszy solowy album – choć nagrywał też z innymi artystami – po ponad dwudziestu latach grania na różnych scenach. Nie znaczy to bynajmniej, że występuje tu sam, wręcz przeciwnie, gra na tej płycie sporo osób, a Kenneth śpiewa swoim niskim głosem zarówno stare, jak i bardziej współczesne piosenki napisane w tradycyjnym szkockim języku.
Zarówno głos, jak i same piosenki są ciekawe, jednak nie wiem, czy na tyle, by przykuć uwagę słuchacza na niemal 50 minut. Dlatego też brawa
należą się tu producentom i aranżerom, a także zaproszonym gościom. Dzięki nim mamy tu czasem odrobinę klimatu rodem z nagrań The Chieftains, a czasem coś z ballad Capercaillie (oczywiście bez wokalu Karen). W „Ho ro Nighean, ho ro nighean” dzięki partiom elektrycznej gitary mamy wrażenie że gdzieś tam w studio przysiadł na chwilę Mike Oldfield.
Dzięki takim zabiegom płyta jest dość różnorodna, mam nadzieję że przyczyni się to do wzrostu popularności gaelickich pieśni.

Taclem