Odrobina ulicznego bluesa jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Mimo że Mike Williams to biały wykonawca, to proponuje nam bluesa w bardzo klasycznej postaci. Gitara, harmonijka i czasem trochę perkusji w tle. Dźwięki płyną jakby prosto z serca – album to absolutna szczerość.
Co prawda dziś już blues rzadko bywa zaliczany do kategorii miejskiego folka, ale wciąż jeszcze są zespoły i wykonawcy, którzy ta muzykę właśnie w takim kontekście uprawiają. Z resztą nie zabrakło tu utworu absolutnego klasyka takiego grania – Woody Guthriego („When the Curfew Blows”). Z kolei inna piosenka poświęcona jest osobie Johna Martyna („Ragtime Joe”). Mike Whellans był blisko całego tego brytyjskiego folkowo-bluesowego towarzystwa, nagrywał m.in. z Aly Bainem.
Album „Almost 42nd Street” jest bardzo surowy, ale w tym tkwi jego siła i sugestywność bluesa. Może w dobie królującego w radiu Eminema powinno się pokazać młodzieży jak białasy grają czarną muzykę.

Taclem