Nowy materiał Pereł i Łotrów, to kilkanaście utworów, zagranych i zaśpiewanych w dość charakterystycznym dla zespołu stylu. Właściwie to można by powiedzieć, że wszystko to już było. Były polskie wersje bretońskich pieśni, różnych europejskich szant, a irlandzkich piosenek to już na kopy. Ale wówczas trzebaby chyba wogóle zaprzestać nagrywania i wydawania płyt z szantami i folkiem. A tego przecież nie chcemy. Zwłaszcza, ze nie sama idea się liczy, a przede wszystkim wykonanie.
Perły i Łotry należa do tych zespołów, które bazują niemal wyłącznie na własnych pomysłach. Owszem, są tam inspiracje (tym razem choćby Clannad, Bela Fleck, Cztery Refy), jednak wszyskie piosenki noszą na sobie wyraźne perłowe piętno. Tak więc nawet jeśli sięgają po czyjąś twórczość, to ich wersje na pewno będą się różniły od pierwowzorów.
Nie chcę zbyt wiele wam zdradzać, bo płyta jest ciekawa jak kryminał Hitckocka. Powiem tylko że czeka na Was fajnie ufolkowiona (of slowa `folk` nie `ufo`) wersja „Staruszka jachta”, żeglarskie gospel i lekki hip hopik…
Perły należą do tzw. „ślaskiej szkoły szanty”. Jesli znacie takie grupy, jak Ryczące Dwudziestki, czy Banana Boat, to wiecie o co mi chodzi. Przede wszystkim dominują tu charmonie wokalne, cały dodatek pochodzenia ludowego jest raczej na drugim planie. Trudno z tego robić jakiś zarzut, bo w swojej klasie są naprawdę bardzo dobrzy.

Taclem