Kolejne płyty trójmiejskiego Słodkiego Całusa od Buby, to stały się ważnymi punktami wytyczającymi rozwój kapeli. Co prawda jest to grupa, która najlepiej brzmi na koncertach, jednak ostatnie nagrania udowadniają, że ich albumy nie są tylko zbiorami przypadkowych piosenek.

A zaczyna to wszystko „Ogień i dym” napisany przez Mariusza Kampera. Ogień idzie tu głównie z gitary, zaś nieco mgliste metafory mogą służyć za dym. Choć po prawdzie jest to po prostu dobry utwór na start, bo ma przebojowy refren i ciekawą melodię. Po nim przychodzi czas na dość typową kompozycję Krzysztofa Jurkiewicza, zatytułowaną „Nad rzeką”. Typową, bo nosząca w sobie wszystkie elementy jego poetyki, a na dodatek okraszona melodią, która mogłaby się znaleźć na każdym albumie Słodkiego Całusa. Aranżacje pewnie byłyby inne, ale sama piosenka może być uznana za jeden z wzorców całusowego metra.

Tytułowa „Między 1 a 7” Kampera, to zdecydowanie piosenka na długie drogi. Nie jest to wprawdzie country, raczej southern rock, podbarwiony klimatem dylanowskiego folk-rock-bluesa. Świetnie wpisuje się to w zespołowe brzmienie, w którym na koncertach uderza zazwyczaj niemal punkowe podejście do bluesa. Tym razem udało się to oddać w wersji studyjnej.
„Smutek”, to kolejna ballada spod pióra Jurkiewicza, która już teraz jest koncertowym przebojem zespołu.

Od piosenki zatytułowanej „Przyda się taka chwila” zaczyna się fragment płyty, który zawiera nieco pożyczek. O ile zdarzało się już wcześniej, że Słodki Całus sięgał po czyjeś teksty, to bardzo rzadko w podstawowym repertuarze zespołu pojawiały się prawdziwe covery. Tym razem jest nieco inaczej. „Przyda się taka chwila” to jeszcze nic takiego, ponieważ Kamper napisał tą piosenkę do wiersza Andrzeja Ziemianina, poety przez wiele lat kojarzonego z piosenkami Starego Dobrego Małżeństwa. Jednak już „Blues rybaka”, to nic innego jak przebojowe „The Fisherman`s Blues” autorstwa muzyków folk-rockowej grupy The Waterboys. Trzeba przyznać, że w takim nieco bardziej rozkołysanym repertuarze Słodki Całus odnajduje się rewelacyjnie! Aż chciałoby się popuścić wodzę wyobraźni i wyobrazić sobie, jak brzmiałyby w ich wykonaniu jakieś autorskie kompozycje muzyków The Pogues, Fairport Convention czy innych klasyków folk-rockowego grania.
Ale oto przed nami jeszcze jedna przeróbka i to na dodatek jeszcze lepsza od poprzedniej. „Spadająca gwiazda” czyli „Shooting Star”, to piosenka z płyty „Oh Mercy”, wydanej w 1989 roku przez Boba Dylana. Trójmiejscy muzycy świetnie łączą w niej klimat dylanowskiej harmonijki z własną dynamiką.

Wraz z utworem „Śmierć i dziewczyna” wracamy do piosenek autorskich. Zarówno tą, jak i kolejną – „Zostań ze mną” – napisał Jurkiewicz. Pierwsza z nich jest najbardziej mrocznym utworem na całej płycie, unosi się nad nią duch filmu Romana Polańskiego, opartego na sztuce Ariela Dorfmana pod tym samym tytułem. Druga jest już bliższa klasycznej słodkocałusowej poetyce, w której
splatają się elementy folku trampów z autorską balladą.

Kolejne trzy piosenki, to utwory autorstwa Kampera. Pierwszy z nich – „To tylko piosenka” – zaczyna się niepokojącą zwrotką, która przechodzi w prosty i niezwykle wpadający w ucho refren. W momencie gdy utwór rozwija się instrumentalnie, dostajemy kompozycję, która mogłaby promować ten krążek w radio. Gdyby dać jej szansę na pewno zawalczyłaby o wysokie miejsce w którejś z co bardziej ambitnych rozgłośni radiowych, choćby w Trójce. Dodatkowym atutem są tu skrzypce, na których gra gościnnie Anna Dębicka.
Ballada „W pozaświecie” przywodzi na myśl oniryczną atmosferę wierszy Leśmiana. Jest w niej coś z neoromantycznego klimatu niektórych jego utworów. Zupełnie odmienny klimat ma piosenka „Nie budźcie mnie jeszcze”, podbita zdecydowanym beatem, jedna z najbardziej rockowych kompozycji na płycie.
Album zamyka napisana „Lato” Jurkiewicza, lekka piosenka, która sama wdziera się powoli w ucho i nie chce opuścić głowy jeszcze długo po tym, jak krążek przestaje się kręcić. Gdyby uznać, że ostatnia piosenka ma zwiastować kierunek kolejnej płyty, to może byłaby ona nieco bardziej przewidywalna, ale na pewno niesłychanie ciekawa. Taki to bowiem utwór.

Zazwyczaj pisząc o muzyce Słodkiego Całusa od Buby wspomina się o liderach. Krzysztof Jurkiewicz i Mariusz Kamper od lat pchają razem ten wózek, niewątpliwie zasłużyli więc sobie na pochwałę, zwłaszcza że są autorami zamieszczonych na płycie tekstów i melodii, obaj śpiewają swoje piosenki, niekiedy się nimi wymieniając. Tym razem jednak można odnieść wrażenie, że jest to najbardziej zespołowa płyta w dorobku grupy, dlatego warto zastanowić się też nad rolą pozostałych muzyków tworzących kapelę.
Jeszcze nigdy żadna płyta Słodkiego Całusa nie zaczynała się tak ostro. Można też odnieść wrażenie, że jeszcze nigdy brzmienie zespołu nie było tak przemyślane i skonkretyzowane. Trochę szkoda, że na grę w zespole nie zdecydował się realizator nagrań i wieloletni gitarzysta Całusa, Mariusz Wilke. Jego charakterystyczne granie byłoby ciekawym dopełnieniem nowego, bardziej gitarowego brzmienia. Szkoda również, że zespół nie współpracuje już z Olkiem Rzepczyńskim, ponieważ jego wyczyny na gitarze basowej, to jedna z wizytówek zespołu w czasach jego występów z tą trójmiejską grupą. Wprawdzie Cezary Rogalski wrósł już na dobre w koncertowe oblicze zespołu, jednak jego partie w nowych utworach są znacznie mniej śmiałe, niż te które zapewne zaproponowałby Rzepczyński.
Dobrze zrobił za to grupie powrót Adama Skrzyńskiego-Paszkowiskiego, ponieważ to perkusista, który jak żaden inny pasuje do zespołu, prawdopodobnie również pod względem towarzyskim.
Sporo do powiedzenia miał tu również Jacek Jakubowski, który dołączył do zespołu jako akordeonista, a z czasem zaczął również przynosić ze sobą klawisze. Dziś ich brzmienie jest bardziej intensywne, niż na początku koncertowych prób z tym instrumentem. Na szczęście akordeon wciąż brzmi tam, gdzie ma brzmieć, nadając niektórym kompozycjom bardziej folkowe brzmienie.
Folkowo-bluesowe akcenty przynoszą również harmonijki ustne, na których od lat niesamowicie sprawnie wygrywa swoje melodie Jarosław Medyński.

Album zatytułowany „Między 1 a 7” udowadnia, że mimo iż na karku przybywa im lat, to jednak muzycy Słodkiego Całusa od Buby wciąż są w stanie nagrać kolejną najlepszą płytę w swoim dorobku.

Rafał Chojnacki