Album „From Where I Stand”, to płyta, która miała zamknąć usta krytykom, którzy narzekali, że bogaty hollywoodzki aktor zapragnął kontaktu z publicznością, więc ruszył w trasę. Pierwsza płyta mogła być efektem fajnej zabawy. Drugą określono jako napisaną podczas trasy, niejako z rozpędu. Jednak „From Where I Stand” to już trzecia płyta i jej nagrania nie da się wytłumaczyć w tak prosty sposób.
Jest to również najbardziej rockowy z krążków Costnera i jego kolegów. Nie brakuje tu rocka rodem ze scen przydrożnych barów w Kansas, jednak znajdzie się tez miejsce dla motorycznej piosenki („Where Do I Go From Here”), której nie powstydziłby się irlandzki zespół U2.
Mimo tego rockowego zacięcia jest to wciąż płyta łączące amerykański folk, country i americanę. Costner daje się też poznać jako wszechstronny wokalista, o co nie każdy by go podejrzewał.
Czy na „From Where I Stand” jest wystarczająco dużo fajnych piosenek, by sięgnąć po tę płytę. Tak. Nie wszystkie muszą wpaść w ucho, ale jak dla mnie pewnymi typami są „Indian Summer” i „Find That Girl”. No i oczywiście folk-rockowa ballada „The Hero”, która jest najlepszym utworem na krążku.

Rafał Chojnacki