„Steel Linin’ Chant” nie jest to płyta nowa, bo światło dzienne ujrzała w 2006 roku. Mimo to niesie ze sobą sporo świeżej i ciekawej muzyki. Junkman’s Choir penetrują rejony odkryte kiedyś już przez Gogol Bordello, czyli upraszczając jest to gypsy punk. O ile jednak Gogol Bordello prezentuje dość zadymiarski styl ocierając się często o chuligańskie brzmienia i pokrzykiwania, Junkman’s Choir miesza w sobie trochę z cygańskiego taboru, zawadiactwa The Pogues i bluesowego wyrafinowania. Pierwsze takty albumu jednak nie porywają: prócz chwytliwych melodii nie ma specjalnie na czym zawiesić ucha. Jednak dalsza część krążka potwierdza, że te pierwsze kilka numerów to takie trochę leniwe rozkręcanie się… Od „The Baptist Song” zaczyna się naprawdę rewelacyjna muzyka. „Holyrood Dream” przywodzi na myśl pijackie przyśpiewki Shane’a McGowana, natomiast „Hogweed John” zdradza cygańskie korzenie zespołu. Rozpędzone i nieco niegrzeczne „Borracho Loco” kusi ciekawymi melodiami akordeonu i instrumentów dętych, zaś „Rotten Apple” porywa ciekawą melodią i chwytliwym refrenem.
To co stanowi o sile Junkman’s Choir to osobliwy klimat który udało się wytworzyć zespołowi – nazwa, piosenki i stylistyka w której się obracają idealnie się uzupełniają i tworzą monolit. Nawet pewne niedbalstwo, głównie jeśli chodzi o śpiew wokalisty, dodaje tej muzyce uroku – w końcu, jakby nie patrzeć, mamy do czynienia z „chórem szmaciarzy”.
Nie ulega wątpliwościom że w tworzeniu dzisiejszej muzyki liczy się przede wszystkim pomysł. Dobry warsztat i chwytliwe piosenki nie wystarczą, jeśli nie idzie z nimi w parze jakaś ciekawa idea. Na szczęście, nasz chór szmaciarzy ma wszystko na miejscu.

Marcin Puszka