Mało który zespół na polskiej scenie szantowej osiągnął tak wiele, w tak krótkim czasie. Grupa Brasy powstała w drugiej połowie 2007 roku i w niecały rok później ma już na koncie album, nagrany z jednym z czołowych irlandzkich szantymenów. Niemała w tym zasługa twórcy Brasów, Irka Herisza, który w piosence żeglarskiej osiągnął już sporo, występując najpierw z Ryczącymi Dwudziestkami, a później przez lata śpiewając z grupą Segars.
Pat Sheridan występował już u nas wielokrotnie ze swoimi szantowymi zespołami – Press Gang i Warp Four. Z oboma tymi formacjami współpracuje z resztą do dziś, a druga z tych grup to już dziś klasyczny szantowy band, który wspierał swoimi chórami nagrania Liama Clancy (lidera słynnych The Clancy Brothers), gdy ten rejestrował swoje płyty z morskim repertuarem.
Wspólne spotkanie Pata Sheridana i Brasów zaowocowało płytą, którą można określić jako bezprecedensową. Zdarzało się już bowiem, że polskie zespoły śpiewające a capella zapraszały do współpracy zagranicznych szantymenów (wystarczy tu wspomnieć projekt Poles Apart, zrealizowany z Tomem Lewisem, czy album grupy North Cape z Ianem Woodsem), nawet wspomniani tu już Segarsi mieli taki epizod (mowa tu o płycie „Shanties of oldtime sailing ships” nagranej z Holenderskimi muzykami: Iwe van der Beekiem i Janem van Oudheusdenem) w swojej dyskografii. Tyle tylko, że charakter tych nagrań był z reguły zupełnie inny.
O tym jak ma wyglądać ta płyta mówi nam już pierwszy utwór – „Come Down You Roses”. Pat jest w nim na wskroś tradycyjny, zaś Brasy z jednej strony pięknie układają swoje zaśpiewy, z drugiej zaś nie popadają w zbytnie udziwnienia, typowe dla tzw. śląskiej szkoły śpiewania szant (prekursorami tego nurtu są takie zespoły, jak Ryczące Dwudziestki czy Tonam & Synowie), jest więc równo, są wielogłosowe harmonie, nie ma jednak przesady w aranżowaniu załogowych odpowiedzi. Widać po prostu, że to Brasy towarzyszą Patowi, a nie odwrotnie.
Delikatne ślady czegoś wykraczającego poza szantowy standard słychać np. w „Walk Along, My Rosie”, gdzie pojawia się delikatny basowy dźwięk, spajający śpiew szantymana z głosami zespołu.
Sporo tu jednak bardzo tradycyjnego, surowego brzmienia. Pieśni takich jak „Shiny Oh”, „Walk Along Sally Brown” czy „Dead Reckoning” mógłby Brasom pozazdrościć każdy szantowy zespół na świecie.
Dużą zasługą tej płyty jest odkrycie kilku nieznanych większości polskich szantosłuchaczy pieśni. „Time Ashore”, „Coal Black Rose”, „Dead Reckoning” to utwory, które warto było odszukać i zaprezentować. Przypomniano też kilka nieco już zapomnianych, a swego czasu obecnych na naszej scenie: „Come Down You Roses”, „Whup Jamboree”, „Shallow Brown”, „Stormalong John” i „Rolling Home”.
Niektóre utwory, jak „Hilo Johnny Brown”, „Round the Corner Sally”, „Walk Along Sally Brown” czy „Help Me to Rise ‚em” i „Shallow Brown” znaliśmy dotąd w innych wersjach. Pat zaproponował ciekawe, oparte na innych źródłach wersje. Świetnie odświeżyło to z pozoru znany materiał.
Mimo że nie brakuje tu nowości, to najczęściej wracam do tego co dobrze znam, czyli do dość tradycyjnego wykonania świetnej „Whup Jamboree”. Ciesze się, że w takim wykonaniu możne wreszcie tę pieśń usłyszeć na naszych scenach.
Pat Sheridan, mimo że jest przedstawicielem tradycyjnego, odchodzącego w zapomnienie, brzmienia oryginalnych morskich szant, okazał się człowiekiem, który potrafił tchnąć nowe życie w stare pieśni, a przede wszystkim w stylistykę, która mając niespełna 25 lat już się nieco starzeje.
Patrząc na zespoły, które odkrywały w Polsce śpiewanie szant a capella można odnieść wrażenie, że mimo sporego grona sympatyków nie potrafią powiedzieć wiele nowego, kroczą co najwyżej wydeptaną przez siebie (lub starszych kolegów) ścieżką, tworząc kolejne aranżacyjne warianty czegoś co już wymyślono. A tymczasem okazuje się, że irlandzki szantymen, przedstawiciel szkoły o jakieś sto lat starszej, nie tylko potrafi zainteresować się współpracą z młodym polskim zespołem, ale też wprowadza go na ścieżkę, na której jest miejsce zarówno na pokazanie możliwości wokalnych jak i na szacunek dla tradycji. Nie ulega bowiem wątpliwości, że na tej płycie najważniejsze są pieśni.

Taclem