Gitara, banjo i dwa głosy – to właśnie podstawowe brzmienie z jakim spotykamy się na płycie „Windy Mointain” nagranej przez małżeństwo Wernicków. Oboje należą do Colorado Bluegrass Music Society. Pete znany jest też z występów w grupie Hot Rize, której album nominowany był do Grammy. Obecnie gra też z zespołem Flexigrass.
Album „Windy Mountain” to jednak inna historia. W odróżnieniu od dużych składów, tu mamy raczej do czynienia z pewnym muzycznym minimalizmem. Nie wiem czy to dobre słowo w przypadku gry Pete’a, który nie bez powodu zdobył sobie przydomek „Dr Banjo”, ale jeszcze trudniej byłoby nazwać tą muzykę surową. Jest po prostu oszczędna.
Repertuar jaki znalazł się na tej płycie, to głównie współczesny bluegrass. Utwory takich twórców, jak Olabelle Reed („I’ve Endured”), Jimmie Davis („Nobody’s Darling But Mine”) czy Howard Blake („Walking In The Air”) są jednak tak napisane, że właściwie brzmią jak piosenki o długiej jak Mississippi tradycji. Warto je z resztą porównać do dwóch ludowych utworów („My Love Is A Rider” i „Dark Hollow”), których aranżacje zamykają ten album.
Przede mną jeszcze spotkanie z nową płytą Pete’a, nagraną z grupą Flexigrass. Jeżeli znajdę tam rozwinięcie tego sposobu myślenia o muzyce, to powinienem być bardzo zadowolony. Na razie mam jednak jeszcze w odtwarzaczu świetnie brzmiący duet i delektuję się tą płytą.

Taclem