Ta płyta zaczyna się bardzo nietypowo, przynajmniej jak na album z muzyką folk. Kompozycja Gershwina „Summertime” nie należy do żelaznego repertuaru folkowców, jednak wersja którą proponuje nam Rose Laughlin brzmi jak mroczny folkowy blues. Świetnie zaaranżowany akompaniament i dobry pomysł na wokal, to podstawa sukcesu. Dziś można o tej piosence mówić już jako o amerykańskim standardzie. Dlatego też chicagowska płyta artystki z Seattle powinna się zaczynać właśnie tak.
Mimo amerykańskich akcentów, to bardzo brytyjska płyta. Spora w tym zasługa pracującego z Rose gitarzysty. Mike Kirkpatrick współpracujący z takimi zespołami jak The Drovers czy Fonn Mohr ma w małym palcu patenty charakterystyczne dla muzyki celtyckiej.
Rose wykorzystała na tej płycie głównie tradycyjny repertuar. Jednak mimo że to stare piosenki, to mają nowy charakter. Jeżeli nie wierzycie, to porównajcie klasyczne wykonanie piosenki „Cold Rain and Snow” z analogicznym utworem Joan Baez.
Do najciekawszych piosenek zaliczyłbym jeszcze oprócz wspomnianych następujące utwory: „Storms are on the Ocean”, „Unquiet Grave” i „Barbara Allen”. Bez nich ta płyta nie miałaby aż tyle charakteru.

Taclem