Nowy album klasyków z francuskiej grupy Tri Yann, to nie lada rozczarowanie. Kiedy znałem tylko klasyczne utwory grupy, ze starych płyt, trudno było mi zrozumieć swoiste pobłażanie, z jakim młodzi muzycy prężnej sceny bretońskiej wyrażali się o tej grupie. Teraz jednak, kiedy znam już dorobek Tri Yann nieco lepiej, muszę się niestety przychylić do tej opinii.
Czasy kiedy płyty Tri Yann nawiązywały do rocka, nawet z progresywnymi elementami, bezpowrotnie minęły. Teraz jest to po prostu zwykła grupa pop-folkowa.
Owszem, ich produkcje mogą być dobrej jakości, co udowodnili nie tak dawno płytą „Marines”. Tamten album broni się pewną różnorodnością. W porównaniu z nim „Abysses” to płyta nudna i pretensjonalna. Najjaskrawszym przykładem może tu być piosenka „Lorc’Hentez Ker Is”, w której wokale brzmią jak wklejone na ścieżkę dźwiękową z włoskiego westernu, z dodaną elektryczną gitarą, która też gra trochę bez sensu.
Płyta jest kolejnym nawiązaniem do pieśni morskich, najwyraźniej dobre przyjęcie płyty „Marines” zachęciło zespół do kontynuacji tego tematu. Wbrew pozorom jest na niej sporo ciekawych piosenek (choćby „La Solette Et Le Limandin”, „Dans La Lune Au Fond De L’Eau”), rzadko jednak zaproponowane przez zespół aranżacje są w jakikolwiek sposób interesujące. Czasem do pojedynczych piosenek da się wrócić, tyle tylko, że to co było słabsze na starych albumach (np. podniosłe i patetyczne hymny) tu jest najmocniejszym punktem zestawu w natłoku pop-folkowego grania. Na dodatek dwa albumy nagrane przez zespół z l’Orchestre National des Pays de la Loire sprawiły, że mają teraz ciągoty do symfonicznych brzmień, co sprawia, że czasem z rozdrażnieniem spoglądamy na głośniki, z których sączą się mdławe orkiestracje z patetycznymi śpiewami.
Być może „Abysses” nie jest płytą bardzo złą, ale jednak pokazuje nam dokładnie jak można deptać ponad trzydziestoletnią historię własnego zespołu. Jeśli takie mają być kolejne albumy Tri Yann, to chyba czas odwiesić gitary na kołki.

Taclem