Trójmiejska grupa Shantymentalni dała się już poznać szerszej publiczności, jednak zanim to nastąpiło miała za sobą kilka lat występów w lokalnych klubach i na festiwalach o nieco innym, niż szantowy profilu. Pamiętam, że słyszałem ich kilka lat temu na turystycznej Bazunie.
Wówczas czegoś mi w ich muzyce brakowało. Minęło jednak trochę czasu i ekipa Piotra „Słupka” Słupczyńskiego pojawila się na żeglarskich scenach. W ślad za nimi podążała informacja o płycie.
„Kafejka/Tawerna” to wydawnictwo dość ciekawe. Mamy tu bowiem dwie płytki, na każdej z nich po pięć utworów. Pierwsza zawdzięcza swój tytuł autorskiej piosence „Słupka”, druga zaś wybitnie tawernianemu charakterowi utworów.
Jako że „Tawernie” planuję poświęcić nieco mniej miejsca w tej recenzji – zacznę więc od niej. Shantymentalni wzięli na warsztat pięć piosenek będących evergreenami pochodzącymi z repertuarów innych trójmiejskich kapel. Jest tu więc coś z płyty legendarnego Packetu („Mona” i „Matthew Anderson”), dwie piosenki Krewnych i Znajomych Królika („Belfast” i „Irlandka”), oraz największy przebój Ryszarda Muzaja („Gdyński Port”). Wykonując te piosenki Shantymentalni zgrabnie wpisali się w nurt piosenki żeglarskiej z Gdańska i okolic. Pod względem wykonawczym folk-rockowe aranżacje brzmią bardzo poprawnie i spójnie.
„Kafejka” to już inne, autorskie oblicze zespołu. Tytułowy utwór ociera się muzycznie o nieco swingującą, jazzową balladę. To już nie zadymiona knajpa, a mała kafejka w porcie, w której zamiast litrów piwa raczymy się herbatą. Poetyka tekstu zbliża się z jednej strony do portowego folku takich twórców jak Jurek Porębski czy Krzysiek Jurkiewicz, z drugiej zaś są tu pewne tropy wiądące w kierunku poezji śpiewanej. Znacznie lepiej je widać w przypadku „Wiosny”. To już piosenka autorska, zakorzeniona w tradycji poetyckiego śpiewania, bez morskich akcentów.
Piękne brzmienie skrzypiec otwiera nam piosenkę zatytułowaną „Tylko deszcz…”. Jeśli w założeniu zespół miałgrać, to nie dziwięsięjego nazwie. To najbardziej sentymantalny utwór na płycie.
Ballada „A Ty…” przenosi nas ponownie nad morze, w okolice pachnące słonym wiatrem. Zamykająca autorską płytę „Pastorałka dla mojego synka” to z kolei po raz kolejny bardziej osobista liryka, ubrana dla odmiany w nieco żywaszą melodię.
Oba nurty zaprezentowane przez zespół nie przeplatają się zbytnio. A szkoda – lirycznym piosenkom „Słupka” przydałoby się czasem nieco pełniejsze brzmenie. Chyba tylko „Kafejka” realizuje ten postulat. Mam nadzieję, że kolejna płyta Shantymentalnych będzie już w pełni autorska – no może z jednym czy dwoma wyjątkami. No i dobrze by było gdyby brzmiały tak pełnie, jak piosenki z „Tawerny”.

Taclem