Mister Sam Bartlett (tak bowiem artysta podpisał się tym razem na płycie) nagrał kolejny album, na którym jego mandolina i tenorowe banjo mają szerokie pole do popisu. Spodziewałem się nagrań zbliżających się bardziej do bluegrass, tymczasem zaskoczyła mnie bardziej folkowa, a czasem nawet celtycka stylistyka, która tu dominuje.
Rozmach z jakim Sam podszedł do tematu budzi mój szacunek. Zaprosił liczne grono muzyków (razem z nim gra na płycie trzynaście osób), ciekawie rozpisał aranżacje i wyszedł obronną ręką z trudnej sztuki opanowania stylistycznego eklektyzmu.
Muzycy zespołów z którymi Sam Bartlett grywa (m.in. The Clayfoot Strutters, Uncle Gizmo, The Sevens i The Reckless Ramblers) dali z siebie wszystko, by zrealizować wizje autora. Dlatego też mamy tu niesamowicie ciekawe partie instrumentalne. Na pierwszy plan (obok Sama oczywiście) wysuwa się spośród nich Christopher Layer, grający na irlandzkich uillean pipes. Trzeba przyznać, że dźwięki tego instrumentu elektryzują.
Autorskie kompozycje Bartletta (a takie wypełniają ten album) plasują się stylistycznie pomiędzy brzmieniami z Nowej Anglii a światem muzyki celtyckiej. Wszystko to podlane jest akustycznym sosem, czymś co za oceanem określa się jako Americana. Przygotowane w ten sposób danie smakuje wyjątkowo dobrze.

Rafał Chojnacki