Jeśli grają Faceci w Kiltach, to nic dziwnego, że album otwierają dźwięki dud. Zaraz jednak dołącza do nich rockowa perkusja i cały zespół zaczyna grać razem.
Brzmienie kapeli zdradza punk-folkowe ciągoty. Grają ostro i konkretnie, dobrze lawirując pomiędzy tradycją celtycką, francuską i własną twórczością.
Niekiedym jak w „Whiskey in the Morning” czy „V`la L`Bon Vent” mamy do czyniania z motywami kojarzącymi się ze sceną celtycką w USA (np. Flogging Molly), zaraz jednak zespół sprowadza nas na powrót do swej rodzinnej Kanady, by w tamtejszych brzmieniach („Simple Man”, „Gone Someday”) nawiązać do takich zespołów jak Spirit of the West czy Great Big Sea.
Żywiołowe granie przerywa czasem ballada. Takie piosenki, jak „Tu Me Manques” w wykonaniu Men in Kilts to dla mnie nowa definicja kanadyjskiej ballady. Niemałym zaskoczeniem jest tu dla mnie „Molly Malone”, zagrana przez zespół w konwencji zbliżonej do ska!
Zespół ma niesamowicie duży potencjał. Mam nadzieję, że z takim graniem w końcu kiedyś pojawią sięw Polsce, bo ich muzyką bardzo łatwo się zarazić.

Taclem