To moje pierwsze spotkanie z muzyką Matragony, wcześniej nie trafiłem ani na ich koncerty, ani na inne nagrania. Sam siebie teraz ganię za własny brak zorganizowania, bo tak niesamowita muzyka mogła być obecna w moim życiu już od dawna, a ja sam nieświadomie się jej pozbawiałem.
„Trans Silvaticus” nie jest płytą, którą można jednoznacznie określić jako folk. To muzyka… no właśnie, jaka? Matragona to na tym albumie prawdziwa orkiestra. Są momenty, kiedy zaprezentowane kompozycje brzmią jak muzyka do jakiegoś tajemniczego filmu. Innym zaś razem znajdujemy tu niemal ambientowe pasaże. Trudno jednoznacznie sklasyfikować takie granie i chyba nie ma takiej potrzeby, liczy się siła tkwiąca w muzyce. A tej Matragonie nie brakuje.
Większość repertuaru stanowią kompozycje autorskie, w których grupa czuje się najpewniej. Nawet tam, gdzie utwory są zapożyczone z tradycji, dzieła tego zespołu brzmi bardzo spójnie.
Jedno, co niewątpliwie rzuca się u uszy, to fakt, że skoro muzycy nazywają swoją ekipę Orkiestrą Jednej Góry, to coś w tym jest. Etno-jazzowe elementy wciąż pojawiają się w oprawie, która kojarzy się z prawdziwą orkiestrą. To sprawia, że Matragona jest grupą wyjątkową. Malują piękne muzyczne pejzaże i pozostaje mieć nadzieje, że ta działająca na wyobraźnię muzyka będzie mogła jeszcze długo rozbrzmiewać.

Taclem