Mało znane utwory i własne kompozycje, to właśnie wizytówka Ralfa Kleemanna, harfisty, który uraczył nas właśnie swoim drugim solowym albumem.
Ktoś kiedyś powiedział, że płyty harfistów są do siebie podobne. Słuchając „Tides” dochodzę do wniosku, że ta muzyka ma w sobie więcej oryginalności, niż niejeden album instrumentalisty grającego np. na gitarze. Jest tu sporo różnorodnych brzmień. Jeśli szukacie utworu, który operuje różnymi barwami i nastrojami, to wystarczy posłuchać choćby „Bretonesque”. Kiedy do brzmień dochodzą basowe struny, brzmi to niemal jak wirtuozerska gra na fortepianie.
Inspiracje, to głównie muzyka celtycka, ale też różna – od bretońskiej, przez walijską po irlandzką. „Tides” to również sporo emocji i utwory, które wydają się być bardzo osobiste. Niektóre nawet nie za bardzo dają się przyłożyć do muzyki celtyckiej, choć ta oczywiście dominuje. Czasem jednak brzmienia przestają być przewidywalne i układają się w ścieżkę dźwiękową podróży. Tak jest choćby w „Time Float”, jednak z najbardziej tajemniczych kompozycji.
Ralf Kleemann to harfista, który podąża własną ścieżką i to własnie powinno zwrócić na niego uwagę miłośników dobrej muzyki.

Rafał Chojnacki