Tomek, to jeden z bardziej znanych polskich bardów. Wypłynął na szersze wody wydanymi w latach 90-tych kasetami.
Obecnie prezentuje nieco inne oblicze piosenki autorskiej. To cały czas folkowe ballady, ale zaaranzowane bardziej profesjonalnie na nagrane z towarzyszeniem zawodowych muzyków. Jak to wyszło? W gruncie rzeczy dość słabo.
O ile bardzo dobrze się tej płyty słucha jako np. podkładu przy pracy, to już słuchanie piosenek po to, by rzeczywiście je usłyszeć, wychodzi gorzej. Zabrakło tu trochę ducha, przykrył go wspomniany już profesjonalizm.
Owszem, są tu perełki, w rodzaju „Pełni”, „Nocnych pociągów”, czy „O miłości”.
Są też jednak takie koszmarki, jak „Jest tak”, które mają chyba konkurować z przebojami Michała Wiśniewskiego. Kto wpadł na taki pomysł? Sam Tomek? W takim razie obawiam się kolejnego albumu.
Niestety – według mnie – zmarnowano dobre piosenki. Po jednokrotnym przesłuchani, mimo, że byłoby czego tu posłuchać, cała reszta odstrasza wystarczająco, by do płyty nie wracać. Nie ratuje wszystkiego nawet dość sympatyczny głos Tomka, który kojarzy się z dawnymi, lepszymi dla jego twórczości czasami.

Taclem