Na ich koncert trafiłem przypadkiem. Było ostro, punk-folkowo i… doskonale. Później widziałem ich w TV, w ciekawym projekcie ze szkockim Deaf Shepard i naszymi góralami. No i w końcu, po latach znalazłem ich nagrania.
„Rentamob” zaczyna się od bodaj największego koncertowego przeboju Anglików – „Folk off reverend”. Aż dziwne, że zespół ten nie zrobił większej kariery z taką piosenką. No ale może czasy były zbyt mało radykalne, albo zespół był radykalny za bardzo…
„Ain`t Got No Home” zaczyna się od skrzypiec w stylu cajun. Aż dziw, że Tofu, to Angole. Podobnie jest z szaleńczą aranżacją amerykańskiej melodii „Old Joe Clark”, czy „Yankee Doodle Diddley”. Później jest równie ciekawie – „Star of the Hackney Downs”, którą pamiętam z koncertu, to współczesna, bardzo punkowa wariacja na temat jednej z najbardziej znanych irlandzkich piosenek.
Wesoły miks punku, ska i szaleńczej, folkowej jazdy, to recepta na muzykę tego zespołu. Ich granie idzie o krok dalej, niż The Pogues. Gdyby grali do dziś, pewnie zrobiliby karierę w Stanach, gdzie królują dziś takie grupy, jak Flogging Molly, czy Dropkick Murphy`s.

Taclem