Węgierski folk-rock w doskonałym stylu. Gdy tylko usłyszałem pierwsze takty „Volt egyszer egy rózsa” niemal od razu zakochałem się w tej muzyce. Jest tu coś z zadziorności celtyckich rockowców, bałkańska nuta i świetne wykonanie. Całość zalatuje nieco próbą przeniesienia patentów znanych ze współczesnej muzyki z zachodu Europy na Bałkany, ale efekt jest genialny.
Nie brakuje kawałków ostrych („Volt egyszer egy rózsa”, „Kurán Gergő balladája”) i ballad w folk rockowej estetyce („Amikor eljöttél…”, „Három harang”, „Ki szívét osztja szét”, „Magyar ballada”, „A játék”). Znajdzie się też oczywiście coś do tańca („Csillagok, csillagok”, „Az utolsó farsang”), do pośpiewania („Tavaszi szél”, „Hol volt, hol nem”), a nawet do zasłuchania się („A játék”).
Płyta ma w sobie wiele uroku i jest świetnie wyprodukowana. Mimo wielu romansów z popem nie da się zarzucić jej błahości. Czasem pobrzmiewają to co prawda rytmy bardzo nowoczesne (podobne do naszego Zakopower), jednak cała koncepcja jest na tyle przemyślana, że nie sprawia to problemu w odbiorze.

Taclem