Koncertowa płyta Joanny Słowińskiej, nagrana w Klubie Alchemia w Krakowie w 2004 roku, powinna być tylko zajawką dla albumu studyjnego. Mam nadzieję, że tak się stanie. Póki co jednak pozostaje nam obcowanie z dość surowym, aczkolwiek ciekawym materiałem nagranym na żywo.
Dominują piosenki i tańce polskie, ale są też brzmienia huculskie, żydowskie i bałkańskie. Na okrasę jest nawet piosenka Agnieszki Osieckiej. Z resztą maniera wykonawcza Joanny Słowińskiej kojarzy się niekiedy mocno właśnie z tzw. piosenką autorską, której pani Osiecka była mistrzynią. Sam zapis koncertu wystarczy, by zauważyć, że utwory są nie tylko zaśpiewane, ale też w sposób aktorski zagrane.
Wiele z tych piosenek, to znane ludowe standardy (jak „Matulu…”, „Czerwone jabłuszko”), jest też jednak kilka, których nie znałem, lub słyszałem je dawno temu, to one sprawiły mi sporą niespodziankę.
„Sowa” jest według mnie jednym z najbardziej udanych utworów na płycie. Możliwe, ze stanie się niedługo jedną z najpopularniejszych folkowych piosenek – właśnie dzięki interpretacji Joanny Słowińskiej.

Taclem